środa, 10 stycznia 2018

Rozdział XIII

Cały dzień przesiedziałam w hotelu strasznie się nudząc. Najchętniej już bym pojechała do domu, ale Anze użył swojego uroku i mnie przekonał, żebym na niego poczekała. Swoją drogą to go nie rozumiem. Nigdy przecież nie lubił podróżować samochodem, a tu proszę... taka niespodzianka.
Sprawdziłam jeszcze, czy na pewno spakowałam wszystkie rzeczy i postanowiłam obejrzeć w telewizji dzisiejsze zawody. Oczywiście najchętniej bym poszła teraz na skocznię, ale mój troskliwy braciszek mi tego zabronił. Poza tym nie najlepiej się jeszcze czuję, a co gorsza mam wrażenie, że powraca mi gorączka.
Anze nie spisał się zbyt dobrze w dzisiejszym konkursie, bowiem nie zakwalifikował się do drugiej serii. Pomimo tego uśmiech towarzyszył mu na twarzy. Podziwiam go za to. Na prawdę. Mało kto tak potrafi.
Ostatecznie jednak nie dałam rady obejrzeć całych zawodów, ponieważ usnęłam przed telewizorem w czasie trwania przerwy między seriami. No po prostu świetnie. Zawsze tak mam, że jak jest wieczór i oglądam coś interesującego to nagle robię się senna i zmęczona a powieki mi same opadają na dół, po czym stwierdzam, że jak zamknę na chwilkę oczy to nie usnę, bo w końcu panuję nad sytuacją, a koniec końców budzę się w środku nocy, gdy w telewizji akurat leci jakiś horror lub coś tego typu... No po prostu można na zawał zejść... Ale nie tym razem. Nie obudziłam się w środku nocy przed telewizorem, lecz późnym wieczorem otworzywszy oczy ujrzałam twarz Anze tuż nade mną. Tak się wystraszyłam, że spadłam z łóżka, i to dosłownie, na co ten idiota zaczął się śmiać.
-Nosz kurde, nie strasz mnie więcej! - Po tych słowach buchnął jeszcze większym śmiechem, na co jedynie zmroziłam go wzrokiem.
-Widzę, że znowu w swoim żywiole. - Wstałam z podłogi i zaczęłam szukać mojego telefonu, aby sprawdzić, która godzina. - Nie gniewaj się na mnie. - Powiedział skruszonym głosem, co do niego niepodobne. - Chciałem cię tylko obudzić, abyśmy mogli już jechać do domu. - Próbował się wytłumaczyć. Coś mi się wydaje, że coś kombinuje, ale nie mam jeszcze pojęcia co.
-Dobra, dobra nic nie było. Upewnię się jeszcze, czy na pewno wszystko wzięłam i możemy jechać. - Odwróciłam się idąc w stronę szafy, ale zatrzymał mnie głos Anze.
-Miałbym jeszcze do ciebie małą prośbę. - Stanęłam w miejscu i po chwili zastanowienia zwróciłam się w jego stronę.
-Jaką? - Rzuciłam od niechcenia.
-Mógłby się z nami zabrać jeszcze mój kolega? - Zapytał nieśmiało.
-I tak jedziemy, i tak, więc nie ma problemu, może jechać. - Powiedziałam od razu i ruszyłam po moją torbę. Nagle się jednak zatrzymałam, bo sobie coś uświadomiłam. - Czekaj, czekaj. Jaki kolega? Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że...?
-Peter? - Kiwnęłam głową. - Skąd wiedziałaś? - W tej chwili miałam ochotę zabrać swoje rzeczy i ruszyć w drogę sama, bez jakichkolwiek towarzyszy.
-Czyś ty oszalał? To ja przez niego mało co się nie utopiłam, rozchorowałam się i mam zszargane nerwy, a ty teraz chcesz, żebym męczyła się z nim w jednym samochodzie przez dobre kilka godzin? Ty chcesz, żebym wylądowała w psychiatryku?!
-Ja was nie rozumiem. Ty, jak tylko usłyszysz jego imię to dostajesz szału i jesteś wściekła jak osa, że normalnie strach się do ciebie odezwać. On natomiast się tylko głupkowato uśmiecha. O co wam tak konkretnie poszło? I nie wykręcaj się jakimiś durnymi wymówkami tylko mów prawdę, bo może nie widzisz, ale od jakiegoś czasu martwię się o ciebie i próbuję zrozumieć, no ale nie idzie... - Nic nie odpowiedziałam tylko przymknęłam powieki i próbowałam się zastanowić nad odpowiedzią na pytanie, ale nie było to proste, bo szczerze mówiąc to sama nie pamiętałam do końca o co poszło.
-Niech ci będzie. Może jechać, ale powiedz mu, że ma się do mnie nie odzywać ani słowem. - Wzięłam swoje rzeczy i wyszłam z pokoju zostawiając Anze samego bez odpowiedzi na pytanie. Udałam się do samochodu i wrzuciłam do środka swój bagaż, a następnie usiadłam za kierownicą i czekałam na brata, który po chwili przyszedł i pokierował mnie pod jego hotel. Peter czekał przed nim ze wszystkimi bagażami. Mój towarzysz wyszedł z samochodu, aby mu pomóc. Po zapakowaniu wszystkich rzeczy Prevc usiadł obok mnie, a Anze z tyłu. Zdenerwowało mnie to, ale nie miałam najmniejszej ochoty wdrażać się z nim w jakieś dyskusje. Chciałam jedynie, żeby ta podróż jak najszybciej minęła.
Przez jakieś pół godziny drogi chłopcy rozmawiali między sobą. Ja jedynie jak była taka konieczność to mówiłam półsłówkami. Po pewnym czasie zapanowała cisza, a w lusterku zobaczyłam, że mój kochany braciszek usnął. Cóż, najwyraźniej spodobała mu się piosenka w radiu. Uśmiechnęłam się tylko pod nosem i kontynuowałam jazdę w skupieniu. Wszystko byłoby w porządku gdyby Peter się do mnie nie odzywał. Non stop próbował mnie zagadywać, na co zawsze odpowiadałam w sposób kończący temat, ale ten nie dawał za wygraną i próbował dalej.
-Co jesteś dzisiaj jakaś taka milcząca? Normalnie jak nie ty. - Zauważył. Najwyraźniej nie załapał, że ja celowo go zlewam, bo nie chcę z nim rozmawiać. Faceci... Jak nie powiesz wprost to się nie domyślą.
-Mam swoje powody. - Rzuciłam pierwszym lepszym tekstem jaki mi przyszedł do głowy.
-No ale mi chyba możesz powiedzieć... - Co on sobie myśli, że będę mu się zwierzać z nie wiadomo czego? Żałuję, że byłam taka uległa w prośbie Anze.
-Nie. - Może to trochę chamskie z mojej strony, ale na prawdę jestem wykończona i nie mam siły na jakąś głupią rozmowę a w szczególności z nim.
-No nie bądź taka. - Nie ustępował. W końcu stwierdziłam, że jak mu wprost nie wygarnę to nie zrozumie.
-Posłuchaj, zgodziłam się żebyś z nami jechał tylko i wyłącznie ze względu na to, że nie miałam siły na dyskusje z Anze. Nie mam czasu ani tym bardziej ochoty na jakieś durne kłótnie, więc lepiej będzie jak nie będziesz się do mnie odzywał. Dla własnego dobra. - Mam nadzieję, że po tych słowach zrozumie.
-Dlaczego od razu oceniasz naszą rozmowę na kłótnię? - Szczerze to mnie zaskoczył. Zawsze uważałam, że jemu o to właśnie chodzi, żeby mi dokuczyć.
-Zawsze tak jest. -Zerknęłam na niego na moment i wzruszyłam ramionami.
-Poprawka. Było. Wcale nie musi tak być. - Jakoś nie wydaje mi się, żeby mówił serio. W końcu normalna rozmowa w naszym przypadku jest raczej niemożliwa.
-Co ty znowu kombinujesz? - Zaczęłam się zastanawiać co temu świrowi siedzi w głowie.
-A co mam niby kombinować? - Zacisnęłam wargi i zrobiłam głęboki wdech uspokajający.
-Ja oszaleję. - Westchnęłam podłamanym głosem.
-Aż tak na mnie lecisz? - Wyszczerzył się. Na chwilę obecną miałam ochotę przywalić mu w ten pusty łeb, ale nie mogłam sobie na to pozwolić, bo kierowałam samochodem.
-Mam dla ciebie dobrą radę. - Uśmiechnęłam się w jego stronę słodko. - Zamknij się, weź przykład z Anze i idź spać. - Powiedziałam z wściekłą miną.
-No, skoro  mówisz, że mam brać przykład z Anze... Sama tego chciałaś. - Zaśmiał się. - Daleko jeszcze? Kiedy będziemy już na miejscu? Zimno mi. Nudzi mi się. Muszę do łazienki. Która godzina? Ile jeszcze? Głodny jestem. Kiedy w końcu... - Zjechałam na pobocze i wysiadłam z samochodu podchodząc do drzwi od strony Petera a następnie je otworzyłam. - Ej, ale ja żartowałem. - Uniósł ręce w geście obrony.
-Wysiadaj. Teraz ty poprowadzisz. Najwyraźniej potrzebujesz jakiegoś zajęcia żeby nie gadać. - W normalnych warunkach nie dałabym mu prowadzić, bo z reguły nikt nie może kierować moim kochanym autem, ale tym razem musiałam tak postąpić, bo nie najlepiej się czułam. - Jedna ryska a nie żyjesz. - Pogroziłam mu delikatnie palcem.
-Spokojnie. - Zajęłam miejsce pasażera i czekałam kiedy wreszcie ruszy. Oczywiście zanim to zrobił musiał wszystko wyregulować pod swoje wymagania. Idiota nawet radio mi przestawił na jakąś dziadową stację. No nie, a ja się tyle męczyłam, żeby wszystko było idealnie a przez mój samochód przeszła rewolucja i będę musiała wszystko od nowa ustawiać.
-Widzę, że czujesz się jak u siebie. - Powiedziałam z delikatnym sarkazmem.
-Żeby kierować muszę podporządkować wszystko pod mój gust. - Uśmiechnął się w moją stronę i w końcu przekręcił kluczyk w stacyjce.
-Taki kiepski z ciebie kierowca?
-Jeszcze się zdziwisz. - Ruszył gwałtownie z miejsca a mnie aż serce do gardła podeszło.
-Wiesz co? Wolę chyba nie patrzeć na to jak nas zabijasz. - Odwróciłam się w stronę śpiącego Anze i chwyciłam koc, który leżał obok niego. Okryłam się nim i postanowiłam się zdrzemnąć.
-Idziesz spać? - Rozłożyłam do tyłu swój fotel i bardziej nakryłam się kocem.
-Nie chcę wylądować w psychiatryku. - Mruknęłam pod nosem.
-Co się przejmujesz? W szpitalnej piżamie też będziesz wyglądać słodko. - Jak on mnie denerwuje.
-Nie odzywam się do ciebie. - Wykręciłam się tyłem w jego stronę.
-Ja cię serio nie rozumiem. Uważasz, że cały czas się kłócimy, więc żeby ci udowodnić, że tak nie jest mówię ci jakiś komplement to ty się obrażasz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz