piątek, 20 grudnia 2019

Rozdział XXIX

-I jak wyglądam? - Wyszłam z łazienki Petera przebrana w jego spodenki i koszulkę, dzięki czemu od razu poczułam ulgę. Przyznam szczerze, że do sukienek to ja nie jestem przekonana i raczej się już nie przekonam. Oczywiście jak jest jakaś ważniejsza okazja to założę, ale wtedy tylko odliczam, żeby się jej pozbyć.
-Śliczna jak zwykle. - Wyciągnął w moją stronę dłoń, żebym usiadła obok niego na kanapie.
-Nie podlizuj się tak. - Pstryknęłam go palcem w nos, przez co zmrużył śmiesznie oczy.
-To bolało. - Powiedział głosem małego dziecka na co zaczęłam się śmiać. Wynikiem tego było to, że poczułam jak chłopak zaczyna mnie łaskotać.
-Tylko nie to! Peter, przestań! Stoooooop! Peter, no. - Krzyczałam zwijając się ze śmiechu. - No proszę! - O dziwo posłuchał.
-Dzisiaj powiedzmy, że ci daruję. - Zgarnął pasmo włosów opadające mi na twarz i założył za ucho.
-Darujesz? - Powiedziałam z wyrzutem. - Przecież ja nic nie zrobiłam.
-Ależ oczywiście, że zrobiłaś. - Chciałam zrobić jedną ze swoich groźnych min, ale jednocześnie nie mogłam powstrzymać się od śmiechu i wyszło coś, czego nie jestem w stanie opisać. - Ukradłaś mi cząstkę serca. - Momentalnie spoważniałam. Czułam się trochę jak w jakimś amoku. Przez chwilę zapomniałam o wszystkim i słyszałam jedynie powtarzające się w mojej głowie jego słowa. - Coś nie tak powiedziałem? - Otrząsnęłam się z tego dziwnego stanu i usiadłam twarzą w stronę chłopaka.
-Nie, po prostu... Nie uważasz, że to wszystko między nami dzieje się zbyt szybko? Niedawno się poznaliśmy a już takie wyznania z twojej strony. Poza tym są święta. Powinnam być teraz z moją rodziną a ty ze swoją. - Przez moje zakłopotanie niekończąca się ilość słów zaczęła wydobywać się z moich ust. Pewnie trwałoby to dłużej, gdyby Peter mi nie przerwał.
-Patricia, zgadzam się z tobą, że to, co jest między nami dzieje się w bardzo szybkim tempie. Czasami jednak mam wrażenie, że za dużo myślisz i zaczynasz wszystko analizować, i zamiast kierować się tym co chcesz naprawdę, robisz to, co inni od ciebie oczekują. - Mówiąc to zdanie gestykulował rękami chcąc mi to dokładnie wytłumaczyć.
-Czekaj, muszę to przetworzyć. - Wbiłam swój wzrok w jeden punkt i zaczęłam myśleć nad sensem jego słów. - Ej, wcale tak nie robię.
-Ehe, ani trochę. - Dało się wyczuć sarkazm.
-Nabijasz się ze mnie. - Skrzyżowałam ręce i patrzyłam z wyrzutem na chłopaka.
-Nie nabijam.
-Czyżby? - Zrobiłam minę pt. "I niby mam w to uwierzyć?".
-Jakżebym mógł. Nie chciałbym narażać się na twój gniew. - Objął mnie ramieniem.
-No ja myślę. - Burknęłam pod nosem.
-Od naszego pierwszego spotkania wiem, że lepiej z tobą nie zadzierać. - Zostawił szybkiego buziaka na moim policzku.
-To się nie liczy. Miałam zły humor. Poza tym, kiedy zobaczyłam twoje oczy, miałam chęć ciągle w nie patrzeć. Musiałam to jakoś przerwać. - Spojrzałam w oczy Petera, które były skupione na mojej osobie. Po chwili dotarło do mnie, co powiedziałam i zrobiło mi się gorąco. Czułam jak robię się cała czerwona, więc przyłożyłam swoje zimne dłonie do policzków w nadziei, że chłopak tego nie zauważy.
-A więc spodobałem ci się od początku? - Przybliżył swoją twarz do mojej.
-Twoje oczy. - Z trudem udało mi się powiedzieć.
-A oczy są zwierciadłem duszy. - Szepnął mi do ucha.
-Podobno.
-Podobno. - Powtórzył po mnie.
-Kiedy jedziesz na Turniej Czterech Skoczni? - Zmieniłam temat, czym zaskoczyłam chłopaka.
-Za trzy dni. A ty też jedziesz, prawda? - Odsunął się delikatnie ode mnie i podparł głowę na łokciu o oparcie kanapy.
-Jadę, ale trochę mnie to przeraża. Wiesz, taka wielka prestiżowa impreza to jednocześnie duża odpowiedzialność, tym bardziej, że dopiero co zaczęłam poznawać ten sport.
-Nie myśl tak o tym. Wyobraź sobie, że lecisz na zwykłe zawody. Dla mnie na przykład nie ma skoków ważnych i mniej ważnych. Do każdych podchodzę z myślą, że chcę skoczyć najlepiej jak potrafię. Nie ważne czy to skok kwalifikacyjny, treningowy czy konkursowy. Zrób tak samo. Staraj się wykonać jak najlepiej swoją pracę nie patrząc na to pod kątem, że musisz się bardziej postarać. Rób swoje tak jak dotychczas a zobaczysz, że wszystko będzie dobrze.
-Dziękuję. - Przytuliłam mocno Petera. Byłam taka szczęśliwa, że mogę teraz tu być razem z nim. Nie wiem jeszcze czy to wszystko przerodzi się w coś więcej, ale narazie jest chyba na dobrej drodze. - Wytłumaczysz mi jutro co to za system KO? Próbowałam coś tam wyczytać, ale niezrozumiale piszą.
-No pewnie. Jak czegoś nie jesteś pewna to pytaj, z chęcią odpowiem. - Nieoczekiwanie ziewnęłam. - Spać ci się chce?
-Trochę. Ciężki dzień dziś był.
~♡~
Kiedy się obudziłam zaczęłam szukać mojego telefonu, żeby zobaczyć, która jest godzina. Zamiast tego moją uwagę zwróciło 21 nieodebranych połączeń i mnóstwo wiadomości. Wszystkie były od Anze, więc się nieco wystraszyłam, bo cóż mógłby chcieć ode mnie w środku nocy. Nie zwklekając dłużej postanowiłam oddzwonić. Jeden sygnał i już mogłam usłyszeć głos mojego brata.
-No w końcu! - Odsunęłam trochę telefon od ucha, bo nie miałam zamiaru ogłuchnąć przez jego krzyki.
-Stało się coś? - Zapytałam nieco zaniepokojona.
-A stało się stało. Gdzie ty się podziewasz? Czekaj, nie odpowiadaj, doskonale wiem. Mówiłem, że nie musisz się spieszyć, bo będę cię krył no ale bez przesady. To nie oznaczało, że masz zostawać u niego na noc i w dodatku nie odbierać telefonu. - Mówił w taki sposób jakby już wcześniej ułożył sobie tekst w głowie i tylko czekał, żeby mnie skarcić.
-Ja cię nie kontroluję. Nie mówię ci, o której masz wracać do domu i z kim się spotykać, więc jakim prawem masz do mnie pretensje. Poza tym nawet nie znam twojej narzeczonej, a niedługo zostanę ciotką. - Próbowałam jakoś odeprzeć atak z jego strony.
-Poznałabyś ją jakbyś nie uciekła wczoraj na dobre.
-Naprawdę?
-Yhy.
-A co na to rodzice?
-Byli w szoku, ale zareagowali dosyć dobrze jak na nich. - Powiedział po chwili zastanowienia.
-To dobrze, a kiedy w końcu ja ją poznam? - Nie mogłam się doczekać tej chwili.
-Jak się pospieszysz to jeszcze dziś.
-Będę najszybciej jak to możliwe. - Rozłączyłam się i poszłam po moją sukienkę, żeby się przebrać.
Chciałam się pożegnać z Peterem, ale chyba jeszcze spał, więc stwierdziłam, że nie będę go budzić. Mam nadzieję, że nie będzie mi miał tego za złe.

Rozdział XXVIII

Jest 25 grudnia. Boże Narodzenie. Siedzę przy stole z rodziną, chociaż o wiele bardziej wolałabym być teraz u siebie w domu i oglądać jakiś świąteczny film pod kocykiem. Nie widziałam się z Peterem dokładnie od 6 dni 7 godzin i 23 minut. Kurcze, nie myślałam, że aż tak będę tęsknić.
-Co ty na to? - Z zamyślenia wyrywa mnie głos mojej kuzynki.
-Mogłabyś powtórzyć? Jestem dziś trochę rozkojarzona. - Złapałam się delikatnie za głowę na potwierdzenie moich słów.
-Właśnie widzę. Wszystko ok?
-Tak, tak. - Kiwam głową. - O czym wcześniej mówiłaś?
-Może jak zrobi się ciepło to przyjedziesz do mnie na ranczo? Byśmy spędziły razem fajnie czas jak za dawnych lat. Co o tym myślisz?
-Byłoby super. Ostatnio tak rzadko się widujemy. - W ciągu ostatnich lat jedynie spotykałyśmy się na święta. W sumie to dziwne, bo mieszkamy od siebie niecałą godzinę drogi samochodem.
-W takim razie za spotkanie. - Unosi delikatnie swój kieliszek i stuka o mój, po czym wypija jego zawartość. Chwilę się waham, jednak robię to samo co moja kuzynka.
Po jakiś dwudziestu minutach rozmowy przerywa nam Anze, który chce ze mną pogadać na osobności. Nie mam zbytnio ochoty z nim rozmawiać po tym jak ostatnio znów zabrał mój samochód bez pytania, a ja musiałam akurat załatwić ważną sprawę. Jednak po chwili jego rozpaczliwych błagań uległam i wyszłam z nim do kuchni.
-A więc słucham. - Opieram się o ścianę i krzyżuję ręce w oczekiwaniu na to, co chce mi powiedzieć.
-Jest ktoś, kto chciałby się z tobą zobaczyć.
-Ze mną? - Robię zdziwioną minę. Nie mam pojęcia o kogo może chodzić. Nikogo przecież z okolic nie znam.
-Tak, z tobą. Czeka przed domem. - Nie byłam do końca przekonana, czy dobrym pomysłem będzie wychodzić teraz na dwór, jednak sama ciekawość, kim jest ta osoba jest doskonałą motywacją. - Ubierz się ciepło, bo jest zimno. - Usłyszałam, gdy kierowałam się już do drzwi.
-Dobrze mamusiu. - Odwróciłam się na moment i posłałam w jego stronę buziaczka, po czym zaczęłam się śmiać.
-Ha ha ha, bardzo śmieszne. Jak coś to nie musisz się spieszyć. Będę cię krył. - Puścił w moją stronę oczko
-Jak się okaże, że znowu coś odwaliłeś to ty będziesz się krył przede mną. - Zdjęłam z wieszaka kurtkę i zaczęłam ją zakładać.
-W takim razie idę się schować do szafy. Na pewno nie wpadniesz na pomysł, żeby tam mnie szukać.
-Żebyś się nie zdziwił.
Wyszłam na zewnątrz i od razu poczułam różnicę temperatur. Rozejrzałam się dookoła i nikogo nie zauważyłam. Postanowiłam wyjść jeszcze na chodnik przy drodze i tam sprawdzić, jednak nadal nikogo nie widziałam. Anze pewnie chciał mnie wygonić z domu, żeby zamknąć drzwi na klucz, żebym teraz dobijała się jak głupia. Ja go serio zatłukę jak go spotkam. Zrezygnowana odwracam się, żeby iść w stronę drzwi, gdy niespodziewanie na kogoś wpadam. Automatycznie zaczynam przepraszać, gdy nagle orientuję się, że osobą, z którą się właśnie zderzyłam jest...
-To ty? Co tutaj robisz? - Przez chwilę na mojej twarzy przebił się szeroki uśmiech, jednak szybko ustąpił zakłopotaniu.
-Stęskniłem się za pewną blondynką, więc ruszyłem w jej poszukiwaniu. - Jego twarz zaczęła coraz bardziej zbliżać się do mojej. Moje spojrzenie przechodziło z jego oczu na usta i odwrotnie. Przez moment miałam wrażenie jakby czas stanął w miejscu. Kiedy się ocknęłam nasze twarze dzieliły dosłownie milimetry. Wystraszona zaistniałą sytuacją od razu się odsunęłam.
-Życzę powodzenia w szukaniu. - Wyminęłam chłopaka kierując się w stronę domu, jednak uniemożliwił mi to jego uścisk na moim nadgarstku.
-Nie musisz, już ją znalazłem. - Wstrzymałam na moment oddech próbując znaleźć inny sens jego słów, ale nic nie przychodziło mi do głowy.
-Ale ja... to znaczy... nie wiem jak to powiedzieć, ale... - To, co teraz czułam i chciałam przekazać chłopakowi, nie potrafiłam kompletnie dobrać w słowa.
-Ciii... Nic nie mów. - Dotknął delikatnie palcami moich warg przez co przeszedł mnie dreszcz i to wcale nie dlatego, że było zimno, doskonale zdawałam sobie z tego sprawę. - Nie oczekuję od ciebie teraz odpowiedzi. Mówiłem, że dam ci czas. Chciałem po prostu cię zobaczyć. Przez cały ten tydzień się nie widzieliśmy. Stęskniłem się i to do tego stopnia, że nie mogłem usiedzieć na miejscu. Musiałem wsiąść w samochód i przyjechać, choć na chwilę. Potrzebowałem usłyszeć twój głos, zobaczyć twoje oczy, twój uśmiech... Może rzeczywiście lepiej będzie jak już pójdę. Pewnie rodzina na ciebie czeka i się niepokoją. - Nie wiedziałam co odpowiedzieć, więc po prostu go przytuliłam.
-Nie odchodź. - Szepnęłam.
-To znaczy, że...? - Odsunęłam się delikatnie od niego i spojrzałam mu w oczy.
-Sama nie wiem, co dokładnie czuję. To jest trudne do opisania. Z jednej strony chcę być blisko ciebie, chcę cię poznawać, ale z drugiej się boję. - Pojedyncza łza spłynęła z mojego policzka.
-Czego się boisz? - Przejechał kciukiem po moim policzku ścierając słoną ciecz.
-Bólu. - Zapadła chwila ciszy, którą szybko przerwałam. - Co jeśli to nie wyjdzie? Co jeśli któreś z nas nie odwzajemni uczuć drugiej osoby?
-Gdzie się podziała dziewczyna która działa spontanicznie, która niczego się nie boi i potrafi nakrzyczeć na nieznajomego chłopaka, który właśnie nieumyślnie oblał ją kawą? - Zaśmiałam się na wspomnienie naszego pierwszego spotkania.
-Proszę, nie przypominaj mi tego. Zachowałam się okropnie. - Zakryłam twarz dłonią w celu ukrycia mojego zażenowania. Co mi wtedy odbiło, żeby tak na niego naskoczyć? - Przepraszam.
-Nie przepraszaj. - Złączył nasze dłonie. - To jest część wspomnień, część nas. Być może jest to początek czegoś niezwykłego. Czegoś, o czym nawet nie śniliśmy. Teraz tylko od nas zależy jak to się potoczy.
-Tak pięknie to powiedziałeś. - Wzruszyłam się na jego słowa. - Wiesz, mój były bardzo mnie zranił i po rozstaniu z nim zamknęłam się na ludzi, i nie chciałam się z nikim wiązać. Od tego czasu jesteś pierwszym mężczyzną do którego się tak zbliżyłam. Nie zepsuj tego, proszę.
-Twoje szczęście jest dla mnie priorytetem. - Wypowiadając te słowa patrzył mi w oczy. Mogłam wyczytać, że mówi prawdę. Pod wpływem impulsu stanęłam delikatnie na palcach i pocałowałam chłopaka. Niemal od razu odwzajemnił mój pocałunek, będąc przy tym taki delikatny, jakby nie chciał mnie zranić. Po chwili buchnęłam płaczem.
-Sory, rozkleiłam się. - Odwróciłam głowę w bok, żeby nie widział mnie w takim stanie. Peter natomiast chwycił mój podbródek i skierował moją twarz w swoją stronę i zaczął delikatnie wycierać moje łzy. - Pewnie cały mój makijaż spłynął. Muszę wyglądać przezabawnie.
-Nie jest tak źle. - Przekręcił głowę w prawo i przymrużył oczy jakby szukał odpowiedniego kąta widzenia, z którego wyglądałabym dobrze. Widząc to wyjęłam telefon, w którym zauważyłam, że cały tusz mi spłynął pozostawiając czarne ślady na moich policzkach. I weź tu ufaj facetowi.

sobota, 30 marca 2019

Rozdział XXVII

-Co masz taką minę, jakbyś chciała kogoś zabić? - Usłyszałam głos Anze, więc spojrzałam się w stronę, z której dochodził, co było moim błędem, bo dostałam śnieżką prosto w twarz.
-Właśnie mam taką ochotę i uważaj, bo możesz zostać moją ofiarą. - Wkurzona otarłam ręką twarz.
-Uuu, ale się boję. - Zaczął udawać bardzo przestraszonego, a ja w tym czasie schyliłam się, żeby szybko ulepić śnieżkę i odpłacić się w ten sam sposób. - Ups! Pudło! Jak przykro. - Teraz to już mnie doprowadził do granic mojej wytrzymałości. Zrobiłam kulkę ze śniegu i zamachnęłam się trafiając... o kurde Walter Hofer. Jak dobrze, że był odwrócony tyłem, jest jeszcze szansa na ucieczkę.
Jak najszybciej zaczęłam biec w stronę wioski skoczków. Całe szczęście, że była blisko. Zanim zniknęłam za rogiem jednego z domków, odwróciłam się jeszcze przez ramię i zauważyłam śmiejącego się Anze i Hofera, który zmierzał w jego kierunku. Najwyraźniej pomyślał, że to mój brat, a ten głupek nawet nie zauważył, co zrobiłam. Zemsta jest słodka. Zaczęłam się śmiać, zdając sobie sprawę, jaką minę będzie miał mój brat. Zakryłam jedynie usta dłonią, żeby nie było mnie słychać i zaczęłam iść dalej, bo nie mam zamiaru spotkać teraz Anze.
Ostatecznie oparłam się o tylną ścianę jednego z domków, aby przemyśleć, jak mam opuścić teren skoczni niezauważona. Postanowiłam delikatnie wychylić się, żeby zobaczyć, gdzie jest Anze, lecz ku mojemu zdziwieniu nigdzie go już nie było. Nagle zobaczyłam postać w zielonej kurtce, więc szybko się schowałam, modląc się w środku, żeby mnie nie widział. Oparłam się o domek i wstrzymałam oddech, a tętno to chyba do dwustu mi podskoczyło.
-Patricia? - Spojrzałam w stronę, z której dochodził głos i odetchnęłam z ulgą.
-Czy ty zawsze musisz mnie straszyć? - Uśmiechnęłam się do mojego towarzysza.
-Jestem aż tak straszny? Widząc twoją minę, to mam wrażenie, jakbyś zobaczyła ducha. - Podszedł bliżej mnie i oparł się jedną dłonią o domek.
-Wydaje ci się, po prostu ukrywam się przed Anze, nie widziałeś go przypadkiem? Dopiero tu był i nim się obejrzałam a zniknął.
-Poszedł gdzieś z Hoferem, który mu coś intensywnie tłumaczył. - Zaczęłam się śmiać, wyobrażając sobie całą sytuację. Po chwili się ogarnęłam i zobaczyłam Petera z wymalowanym niezrozumieniem na twarzy. Na moment się zawahałam, ale ostatecznie stwierdziłam, że mogę mu w sumie powiedzieć, co zrobiłam.
-Schyl się trochę, to coś ci powiem. - Zrobił to, o co go prosiłam, a ja zaczęłam mu opowiadać wszystko ze szczegółami, momentami robiąc przerwy, żeby stłumić napady śmiechu.
-Kurcze, szkoda, że mnie przy tym nie było.
-Żałuj, żałuj. Wyobraź sobie minę mojego brata, do którego podchodzi Walter z pretensjami jakimiś, a ten nawet nie wie, o co chodzi. - Wybuchamy w tym samym momencie śmiechem. - A teraz tak na poważnie to znasz może jakieś boczne wyjście stąd? Bo nie chcę na razie go spotkać.
-W sumie to jest jedno takie, o którym wiedzą nieliczni. - Zaczyna rozmyślać i nagle jakby doznaje olśnienia. - Chociaż tak w sumie to nie rozumiem, czemu chcesz się przed nim chować, skoro masz przy sobie swojego rycerza, w sensie mnie, który cię obroni. - Poruszył sugestywnie brwiami.
-Pff... Z ciebie taki rycerz jak ze mnie piosenkarka. - Wywróciłam oczami.
-W takim razie musisz bardzo ładnie śpiewać. - Zbliżył się do mnie, przez co byłam w stanie poczuć jego oddech. Nie przeszkadzało mi to, ale muszę się porządnie zastanowić, zanim dam mu jakąś nadzieję.
-To jak? Pokażesz mi jak mam stąd wyjść? - Odsunęłam się od niego, przez co był nieco zmieszany moim zachowaniem.
-Pewnie, chodź. - Kiwnął głową, dając tym samym do zrozumienia, żebym szła za nim.
Szliśmy dopiero chwilę, a miałam wrażenie, że trwa to wieczność. Wszystko przez panującą ciszę między nami. Kilka razy chciałam ją przerwać, jednak za każdym razem coś mnie powstrzymywało. Nagle zrobił to za mnie mój telefon, który dał o sobie znać. Szybko wyciągnęłam go z kieszeni i odebrałam przychodzące połączenie.
-Cześć mamuś. - Zerknęłam na ułamek sekundy na Petera, który wydawał się być w innym świecie.
-W końcu się do ciebie dodzwoniłam. Martwię się o ciebie. Nic się nie odzywasz. Mogłabyś chociaż raz zadzwonić. - Westchnęłam, słysząc po raz kolejny dobrze mi znane zdania.
-Dobrze mamo, przepraszam. - Postanowiłam tym razem odpuścić i nie wykłócać się. W końcu dzwonię do mamy praktycznie codziennie. Czy to naprawdę mało?
-Dzwoniła do mnie ciocia Ana i zapraszała do siebie na święta.
-O nie... - Chyba po raz pierwszy zwróciłam uwagę Petera.
-Wiem córciu, że nie lubisz tam jeździć, ale dobrze wiesz, że nie wypada odmówić.
-Powiedziałaś już, że będę? - W środku jeszcze miałam cichą nadzieję, że uda mi się jakoś wykręcić.
-Nie, bo ciocia chciała sama do ciebie zadzwonić i pytała się mnie o twój numer.
-Chyba jej nie podałaś?!
-A co miałam innego zrobić?
-No nie wiem. Powiedzieć, że mam zepsuty telefon albo że wyjechałam gdzieś i wrócę dopiero po świętach. Cokolwiek.
-Dobrze wiesz, że to już tradycja rodzinna i nawet nie chcę słyszeć, że cię nie będzie.
-Ale mamo... Jestem dorosła i sama mogę o sobie decydować.
-Ja cię rozumiem. Mi też się nie widzi tam jechać, ale zrozum, że musimy.
-No dobrze, ale robię to tylko dla ciebie. A i zmywam się stamtąd jak najszybciej.
-Dobrze. Kocham cię.
-Ja ciebie też.
-Jak spotkasz Anze, to mu przekaż wszystko.
-On jako jedyny chyba będzie szczęśliwy. Dobra mamo, muszę kończyć. Odezwę się później. Buziaki.
Schowałam telefon do kieszeni i miałam iść dalej jak gdyby nigdy nic, jednak Peter postanowił przypomnieć mi o swojej obecności.
-Jakieś problemy? - Zerknęłam na chłopaka, który mi się przyglądał, przez co omal nie walnęłam głową w słup. Na szczęście w ostatniej chwili go zauważyłam.
-Ciotka zaprasza mnie na święta. - Westchnęłam smutno i schowałam ręce do kieszeni.
-To chyba dobrze, co nie? - Uniósł jedną brew do góry.
-No nie do końca, bo znowu pewnie zaprosi jakiegoś potencjalnego kandydata na mojego przyszłego męża. - Zapadła cisza, podczas której widziałam doskonale, jak zmienia się wyraz twarzy Petera.
-W takim razie jadę z tobą. - Myślałam na początku, że żartuje, ale kiedy pozostawał cały czas poważny, zrozumiałam, że naprawdę chce to zrobić.
-Co?! - Zatrzymałam się momentalnie.
-Chyba nie myślisz, że pojedziesz sama, a ja będę siedział z założonymi rękami i czekał, jak jakiś typek sprzątnie mi ciebie sprzed nosa.
-Peter, obiecałeś, że dasz mi trochę czasu. - Powiedziałam już spokojniejszym tonem.
-I daję, ale nie podoba mi się to, że twoja ciotka chce cię z kimś zeswatać. - Zaczął gestykulować rękami.
-Jak to ująłeś: próbuje. Ale nic z tych prób nie wyjdzie. - Chwyciłam go za rękę.
-Jaką mogę mieć pewność?
-Anze tam będzie, a odkąd mój związek z Wellingerem się rozpadł, to odpędza ode mnie wszystkich chłopaków.
-Mogłaś nie wypowiadać jego nazwiska. To psuje mi tylko humor.
-No dobrze, w takim razie już nie będę.

niedziela, 3 marca 2019

Rozdział XXVI

-Masz jakieś plany na Sylwestra? - Z zamyślenia wyrwał mnie głos Cene, którego poznałam dzisiaj, bo został powołany przez trenera dopiero na zawody w Engelbergu.
-Praca, praca, praca. - Pokiwałam głową i zabrałam się za dokończenie mojego śniadania.
-No nie żartuj. My też w pracy będziemy, ale to przecież w niczym nie przeszkadza. W Ga-Pa jest dużo fajnych miejsc, gdzie można spędzić ten wieczór. - Przekonywał mnie Tepes, ale zbytnio mu to nie wychodziło. Jestem typem człowieka, który jak coś robi, to daje z siebie sto procent.
-Nie mogę, na drugi dzień jest konkurs, a ja muszę zdawać relację na bieżąco, robić zdjęcia i wiele innych rzeczy. Poza tym trener wam tak pozwala? - Omiotłam spojrzeniem wszystkich siedzących przy stole i udało mi się dostrzec uśmieszki malujące się na ich twarzach.
-Wiesz, to jest tak, że w hotelu, w którym się zatrzymujemy, co roku jest impreza sylwestrowa. - Zaczął tłumaczyć Jurij. - Trener nam zawsze pozwala tam schodzić, wypić lampkę szampana na przywitanie nowego roku i potem iść spać, żeby rano być w miarę wypoczętym. Jednak zazwyczaj jest tak, że jest tam dosyć sztywno, więc się wymykamy na miasto. - Byłam nieco zaskoczona. Myślałam, że chłopaki są tacy grzeczni i słuchają się trenera, a tu proszę.
-Ale nie martw się, nie imprezujemy całą noc, tylko do północy. Potem wracamy do hotelu i idziemy spać. Z alkoholem też nie przesadzamy, bo inaczej moglibyśmy z kadry wylecieć. - Wyjaśnił Anze, gdy zobaczył najprawdopodobniej moją minę.
-To jak, przekonaliśmy cię? - Dopytywał Cene. Nie byłam zbytnio przekonana do ich pomysłu, ale nie chciałam już drążyć tematu.
-Zastanowię się, a teraz was przeproszę, bo mam jeszcze kilka spraw do załatwienia. - Odniosłam po sobie naczynia i udałam się w stronę wyjścia.
Wychodząc z pomieszczania, niefortunnie wpadłam na kogoś i z pośpiechu zaczęłam go przepraszać po słoweńsku, jednak po chwili sobie zdałam sprawę, że pewnie mnie nie rozumie, czego wynikiem była jego dziwna mina.
-Nic się nie stało. Wszystko ok. W zasadzie to była moja wina, bo się zapatrzyłem. - Chłopak był dużo wyższy ode mnie, miał śliczne niebieskie oczy i blond włosy zaczesane do tyłu. Kojarzyłam go. Był z Norwegii, ale nie pamiętam dokładnie, jak się nazywa.
-Skoro tak twierdzisz. - Wzruszyłam ramionami i poszłam w swoim kierunku, jednak od razu poczułam dłoń oplatającą mój nadgarstek i po chwili już byłam odwrócona w stronę chłopaka.
-Może się poznamy? Daniel jestem. - Wystawił w moją stronę rękę.
-Patricia. - Uścisnęłam jego dłoń. - Przepraszam, ale spieszy mi się. - Poszłam w stronę windy, bo nie chciało mi się iść schodami przez kilka pięter.
-Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy. - Usłyszałam jeszcze za sobą, ale nic nie odpowiedziałam. Nie powiem, ale chłopak wydaje się bardzo miły i w ogóle, ale jakoś nie budzi mojego zaufania. Mam wrażenie, że coś kombinuje.
Nagle dostałam na mój telefon od kogoś wiadomość. Wysunęłam urządzenie z kieszeni i zerknęłam na ekran. Jak się okazało, nadawcą był Gregor.
Gregor:
Możemy się spotkać jak najszybciej?
Trochę byłam zaskoczona tym pośpiechem, ale postanowiłam się zgodzić. Musi pewnie chodzić o jakąś ważną sprawę.
Ja:
Pewnie, gdzie?
Gregor:
Dasz radę przyjść pod skocznię?
Chwilę się zastanowiłam i stwierdziłam, że jest jeszcze odrobinę za wcześnie, żebym tam szła, ale czego się nie robi dla przyjaciół.
Ja:
Daj mi 10 minut.
Wbiegłam do swojego pokoju i stwierdziłam, że nie będę jeszcze brała swojego sprzętu do pracy, bo jeszcze tu wrócę. Nie będę przecież całego dnia marzła na zewnątrz, gdy taki mróz. Porozmawiam z Gregorem, dowiem się, co się stało i przyjdę się ogrzać.
W rezultacie zmieniłam tylko buty, założyłam kurtkę i czapkę, i udałam się w stronę skoczni. Pięć minut spacerku i będę na miejscu.
-Hej, stało się coś, że tak nagle chciałeś się widzieć? - Stanęłam obok chłopaka, który aktualnie opierał się o barierki.
-Cześć, właściwie to nie. Tak chciałem się spotkać. - Po tonie jego głosu mogłam ewidentnie stwierdzić, że coś kręci.
-Pisałeś, że jak najszybciej, więc podejrzewam, że jakiś większy powód jednak jest. - Próbowałam wyciągnąć z niego prawdę.
-Rozmawiałaś z Danielem i... - Od razu przerwałam chłopakowi i zmarszczyłam brwi.
-A skąd ty o tym wiesz? - Zapytałam nieco podniesionym tonem.
-Mam swoich informatorów, z resztą nieważne. Mówił ci coś? - Coraz bardziej zaczęłam się denerwować. Przecież nikt nie ma prawa mnie kontrolować.
-A może ważne? Może chciałabym wiedzieć? Co ty sobie wyobrażasz, że będziesz kontrolować każdy mój ruch? - Zapadła między nami cisza, którą po chwili postanowiłam przerwać. - I nie, nic nie mówił. Ledwo słowo zamieniliśmy.
-Przepraszam, po prostu... Ehh... Uważaj na niego, ok? I nie słuchaj najlepiej, co do ciebie mówi, a w szczególności w nic mu nie wierz. Najlepiej po prostu go unikaj. - Nie rozumiałam kompletnie, czemu mi to mówi. Przecież ja nawet go dobrze nie znam, a on każe mi go omijać szerokim łukiem. Co jak co, ale nie mam zamiaru przed nikim uciekać jak jakiś ninja.
-A czemu miałby mi coś mówić? A może jest coś, co powinnam wiedzieć? W takim razie zaraz mogę go poszukać. - No dobra, przyznaję się, może przesadziłam, ale mam trudny charakter.
-Spokojnie, po prostu on nie lubi Petera i jako twój przyjaciel, chcę cię ostrzec przed Danielem, bo jak się dowie, że spotykasz się z Peterem, to może spróbować was rozdzielić. - Popatrzyłam na Gregora i zaczęłam się śmiać.
-Przecież ja się z nim nie spotykam. - Próbowałam go o tym przekonać, jednak nie wiem, czy mi się udało. Swoją drogą sama nie wiem, jak mam nazwać relację, która łączy mnie z Peterem.
-Przecież wychodził dziś w nocy z twojego pokoju. - Spoważniałam nagle i zrobiłam się pewnie czerwona jak burak. Próbowałam zasłonić nieco twarz włosami, ale kiepsko mi to wychodziło.
-Skąd wiesz? - Starałam się brzmieć normalnie.
-Akurat przechodziłem tamtędy. - Kurde, ja od początku wiedziałam, że to był zły pomysł z otwieraniem tych drzwi.
-Wiesz, to nie tak jak mogło wyglądać. Między mną a nim naprawdę nic nie ma. - Zapewniałam.
-No niech ci będzie, ale mimo wszystko uważaj na Daniela. - Pokiwałam na znak, że rozumiem, mimo że i tak nie widziałam co do tego większego powodu.

środa, 30 stycznia 2019

Rozdział XXV

Smacznie spałam, kiedy do moich uszu dotarł dźwięk przychodzącej wiadomości, przez który zostałam wyrwana z objęć Morfeusza. Zaspana przeciągnęłam się na wszystkie możliwe strony, rozciągając przy tym wszystkie mięśnie i ziewnęłam. Przekręciłam się na drugi bok i ręką zaczęłam omiatać przestrzeń znajdującą się obok, aby odnaleźć mój telefon. W gruncie rzeczy nie było to takie proste, jakby się mogło wydawać.
Kiedy w końcu udało mi się odnaleźć moją zgubę, mogłam wprowadzić kod, aby odblokować urządzenie. Po trzech nieudanych próbach w końcu mi się ta sztuka udała. Mój wzrok powędrował automatycznie w prawy górny róg, gdzie widniały cyferki, z których mogłam odczytać godzinę. Spod przymrużonych powiek udało mi się dostrzec, iż jest szesnaście po drugiej. Z jednej strony się cieszyłam, że jeszcze nie muszę wstawać, natomiast z drugiej byłam po prostu wkurzona, że ktoś obudził mnie w środku nocy. Spojrzałam nieco niżej na ekran komórki i dostrzegłam zdjęcie Petera umieszczone w małym kółeczku. Kliknęłam na nie, żeby zobaczyć, jaką ważną sprawę ma mi do przekazania, że nie mogło to poczekać do rana.
Peter:
:*
Aha. I to była ta ważna sprawa? Jeden głupi emotikon! Emotikon, przez który musiałam się obudzić, bo jakiś idiota postanowił go do mnie wysłać! Nie chciałabym być w jego skórze, gdy mnie spotka.
Miałam już w planach wypisanie długiego kazania na temat pisania do mnie w godzinach nocnych, ale postanowiłam, że wstrzymam się z tym do rana. Wydałam z siebie dźwięk niezadowolenia z zaistniałej sytuacji, odłożyłam telefon na miejsce i przymknęłam oczy w celu jak najszybszego uśnięcia, w końcu nie chcę jutro wyglądać jak zombie.
Już praktycznie spałam, gdy usłyszałam kolejną przychodzącą wiadomość. Eh, a mogłam wyciszyć telefon. Czemu ja myślę dopiero po fakcie? No nic, chyba jednak z tym kazaniem nie będę czekać do jutra. Chociaż w sumie tak mi się chce spać. Przeczytam chociaż wiadomość, bo jestem ciekawa, co tym razem wymyślił.
Peter:
Śpisz?
Na początku miałam nie odpisywać, ale stwierdziłam, że w sumie i tak chyba na razie niedane mi będzie usnąć.
Ja:
Właśnie mnie obudziłeś i to dwukrotnie!!
Ja:
Wiesz, jak bardzo jestem wkurzona?
Ja:
Masz przerąbane i to na maksa
Ja:
Radzę ci mnie omijać szerokim łukiem
Peter:
Przepraszam, nie chciałem
Peter:
Myślałem, że nie śpisz
Peter:
Wybaczysz mi?
Peter:
Tak ładnie proszę
Ja:
No nie wiem, musiałabym się porządnie zastanowić :*
Ja:
:/*
Peter:
A już myślałem, że dostanę buzi na dobranoc
Ja:
Nie zasłużyłeś sobie
Peter:
Czemu?
Ja:
Bo jesteś niegrzecznym chłopcem
Peter:
Chyba mężczyzną
Ja:
Jedno i to samo
Peter:
To jak z tym buziakiem na dobranoc?
Ja:
Nie było, nie ma i nie będzie
Ja:
Idę spać
Peter:
Nieeeeee
Peter:
I co ja mam teraz robić?
Ja:
Idź spać tak jak inni normalni ludzie
Peter:
Kiedy nie mogę zasnąć
Ja:
Jak będziesz cały czas siedział na telefonie, to na pewno zaśniesz -,-
Peter:
Nie mogę spać, bo cały czas myślę o tobie
Przetarłam ręką oczy, nie dowierzając w to, co widzę. On tego nie napisał, prawda? A może mi się to wszystko śni? Tak, to na pewno sen, niedługo się obudzę i...
Ja:
Ty to napisałeś, czy mi się śni?
Peter:
To nie sen, mam przyjść cię uszczypnąć?
Ja:
Nie trzeba, po prostu...
Ja:
Nie wiem, co mam o tym sądzić
Peter:
To ja może jednak do ciebie przyjdę
Ja:
Nie!!! Nie ma takiej potrzeby! Ktoś cię zobaczy i co będzie!
Ja:
Poza tym idę spać
Ja:
Halo?
Ja:
Jesteś tam?
Ja:
Czy usnąłeś?
Ja:
Dobra, widzę, że w końcu usnąłeś, więc mogę w spokoju iść spać
Ja:
Dobranoc
Peter:
Otwórz drzwi
Ja:
Co?
Ja:
Nie ma mowy
Ja:
Nie ruszam się z mojego cieplutkiego łóżka
Peter:
Jak nie otworzysz, to ktoś mnie tu zaraz zobaczy
Ja:
To idź stąd a nie
Peter:
-,-
Peter:
Tyle się pofatygowałem, żeby tu przyjść...
Peter:
Wstałem z łóżka, jak to ujęłaś "cieplutkiego łóżka"
Peter:
Wymknąłem się z pokoju, nie budząc chłopaków
Peter:
Wszedłem SCHODAMI na górę pokonując DWA piętra
-A co to dla ciebie dwa piętra? - Otworzyłam drzwi. W sumie to nie wiem, co mnie do tego podkusiło. Mam jednak nadzieję, że nikt nie widział spacerującego Petera po korytarzu. Nie chciałabym niepotrzebnych plotek, poza tym mój brat nie byłby z tego powodu zadowolony, a z karierą zawodową mogłabym się pożegnać.
-Mogę wejść? - Zapytał niepewnie, na co chciało mi się śmiać.
-Wejdź. - Westchnęłam jakby od niechcenia, ale co poradzę, że chce mi się spać. - Ale na chwilę, ok? - Pokiwał głową i wszedł do środka, a ja zamknęłam za nim drzwi.
-Widzę, że nie byłaś w stanie rozstać się z kołdrą. - Zmierzył mnie wzrokiem, a mi dopiero się przypomniało, że wstając z łóżka owinęłam się nią, żeby nie było mi zimno.
-Dokładnie i z łóżkiem też nie mam zamiaru się rozstawać. - W tym samym momencie rzuciłam się na łóżko i przetarłam oczy, żeby nie pogrążyć się we śnie.
-Wiesz co? To tak być nie może, że ty sobie leżysz wygodnie, a ja muszę stać. - Uniosłam delikatnie brwi, zachowując przy tym powagę. Nie rozumiejąc na początku, o czym mówi, patrzyłam tylko jak kładzie się obok mnie na łóżku. No nie! Tylko nie to!
-Ej, złaź! To moje łóżko! - Próbowałam zrobić groźną minę, ale po chwili wymiękłam i buchnęłam śmiechem.
-Czy mi się wydaje, czy to łóżko jest wygodniejsze od mojego? - Przekręcił się w moją stronę, wtulając się bardziej w poduszkę, co bardzo słodko wyglądało.
-No pewnie, że jest, w końcu to moje. - Uniosłam dłoń w kierunku ust, czując, że zaraz ziewnę. - A teraz możesz już zejść?
-Tak jakoś śpiący się zrobiłem. Chyba sobie zrobię drzemkę. - Jak na zawołanie zaczął ziewać i przecierać oczy.
-Dopiero pisałeś, że nie możesz zasnąć. - Przygryzłam delikatnie dolną wargę na wspomnienie wiadomości sprzed kilku minut.
-Bo to prawda. - Nagle jakby się ożywił i podparł głowę na łokciu.
-Nie bardzo rozumiem. - Zmarszczyłam brwi, nie wiedząc do końca o co mu chodzi.
-Sam tego do końca nie rozumiem, ale odkąd tylko cię poznałem, myślę ciągle o tobie. - Z wrażenia usiadłam na łóżku odwracając się plecami w stronę Petera. Na samą myśl o jego słowach serce zaczynało mi szybciej bić, jednak szybko zrozumiałam, że to nie może być prawda. - Wywróciłaś mój świat do góry nogami. - Poczułam jego dłonie na moich barkach, przez co przez moje ciało przeszedł dreszcz.
-To nie może być prawda. - Szepnęłam bardziej do siebie.
-Ale jest.
-Peter jak znowu to są jakieś żarty, to nie jest to śmieszne. - Wstałam na równe nogi odwracając się w stronę chłopaka, który po kilku sekundach ponownie stał się wyższy ode mnie.
-Patricia, posłuchaj mnie uważnie. - Chwycił mój podbródek i uniósł go tak, że mogłam mu spojrzeć prosto w oczy. - Ja nie żartuję. Nie wiem jak to się stało, ale zakochałem się w tobie. Nigdy nie czułem tego do innej kobiety. - Wstrzymałam oddech i przełknęłam głośno ślinę. Nie wiedziałam kompletnie, co mam odpowiedzieć. Obraz coraz bardziej wydawał się rozmazany. - Ja rozumiem, że krótko się znamy i pewnie nie odwzajemniasz tego, ale chociaż odpowiedz mi, czy mam jakąś szansę.
-Wiesz... ja... to znaczy... do końca... sama... jak to powiedzieć... nie chciałam... jakby... ale... jakoś... tak jakby... samo... nie wiem... kiedy... - Nie byłam w stanie do końca z siebie nic wydusić, chociaż się starałam. W normalnej sytuacji bym się śmiała z siebie, ale teraz... Postanowiłam odpuścić i pocałowałam chłopaka, który na początku wydawał się zaskoczony takim posunięciem z mojej strony, jednak po chwili odwzajemnił pieszczotę i objął mnie wokół talii.
Po chwili oderwałam się od Petera i wzięłam głęboki wdech, żeby być w stanie cokolwiek wykrztusić.
-Proszę cię, daj mi jeszcze trochę czasu, muszę to wszystko na spokojnie przemyśleć.
-Dobrze, dam ci tyle czasu, ile potrzebujesz. - Pochylił się w moją stronę i cmoknął w czoło. - Pójdę już, bo ktoś zauważy moją nieobecność. Śpij dobrze. - Posłał w moją stronę czarujący uśmiech, na co się uśmiechnęłam, ale po chwili coś sobie przypomniałam.
-Spałabym dobrze, gdyby pewna osoba mnie nie obudziła w środku nocy. I z tego, co pamiętam, to ten ktoś miał mieć u mnie przechlapane. - Przymrużyłam delikatnie oczy, a po chwili zaczęłam się śmiać z miny chłopaka.
-Ajć, a myślałem, że zapomniałaś. - Delikatnie się skrzywił.
-Co jak co, ale pamięć to ja mam jeszcze dobrą. Dobra idź już, bo muszę jutro rano wstać, z resztą ty też. - Zaczęłam ponaglać.
-Wyganiasz mnie? - Próbował udawać bardzo urażonego moimi słowami.
-Po prostu myślę. Dobranoc, do jutra. - Zatrzasnęłam drzwi.
I co ja mam teraz robić. Z jednej strony naprawdę coś mnie ciągnie do Petera, ale z drugiej nie wiem, czy jestem gotowa na nowe związki. Po rozstaniu z Wellingerem powiedziałam sobie, że nie mam zamiaru ponownie wplątywać się w relacje z mężczyznami, ale teraz już sama nie wiem. Nie chcę znowu cierpieć, gdyby nam nie wyszło.