piątek, 20 grudnia 2019

Rozdział XXVIII

Jest 25 grudnia. Boże Narodzenie. Siedzę przy stole z rodziną, chociaż o wiele bardziej wolałabym być teraz u siebie w domu i oglądać jakiś świąteczny film pod kocykiem. Nie widziałam się z Peterem dokładnie od 6 dni 7 godzin i 23 minut. Kurcze, nie myślałam, że aż tak będę tęsknić.
-Co ty na to? - Z zamyślenia wyrywa mnie głos mojej kuzynki.
-Mogłabyś powtórzyć? Jestem dziś trochę rozkojarzona. - Złapałam się delikatnie za głowę na potwierdzenie moich słów.
-Właśnie widzę. Wszystko ok?
-Tak, tak. - Kiwam głową. - O czym wcześniej mówiłaś?
-Może jak zrobi się ciepło to przyjedziesz do mnie na ranczo? Byśmy spędziły razem fajnie czas jak za dawnych lat. Co o tym myślisz?
-Byłoby super. Ostatnio tak rzadko się widujemy. - W ciągu ostatnich lat jedynie spotykałyśmy się na święta. W sumie to dziwne, bo mieszkamy od siebie niecałą godzinę drogi samochodem.
-W takim razie za spotkanie. - Unosi delikatnie swój kieliszek i stuka o mój, po czym wypija jego zawartość. Chwilę się waham, jednak robię to samo co moja kuzynka.
Po jakiś dwudziestu minutach rozmowy przerywa nam Anze, który chce ze mną pogadać na osobności. Nie mam zbytnio ochoty z nim rozmawiać po tym jak ostatnio znów zabrał mój samochód bez pytania, a ja musiałam akurat załatwić ważną sprawę. Jednak po chwili jego rozpaczliwych błagań uległam i wyszłam z nim do kuchni.
-A więc słucham. - Opieram się o ścianę i krzyżuję ręce w oczekiwaniu na to, co chce mi powiedzieć.
-Jest ktoś, kto chciałby się z tobą zobaczyć.
-Ze mną? - Robię zdziwioną minę. Nie mam pojęcia o kogo może chodzić. Nikogo przecież z okolic nie znam.
-Tak, z tobą. Czeka przed domem. - Nie byłam do końca przekonana, czy dobrym pomysłem będzie wychodzić teraz na dwór, jednak sama ciekawość, kim jest ta osoba jest doskonałą motywacją. - Ubierz się ciepło, bo jest zimno. - Usłyszałam, gdy kierowałam się już do drzwi.
-Dobrze mamusiu. - Odwróciłam się na moment i posłałam w jego stronę buziaczka, po czym zaczęłam się śmiać.
-Ha ha ha, bardzo śmieszne. Jak coś to nie musisz się spieszyć. Będę cię krył. - Puścił w moją stronę oczko
-Jak się okaże, że znowu coś odwaliłeś to ty będziesz się krył przede mną. - Zdjęłam z wieszaka kurtkę i zaczęłam ją zakładać.
-W takim razie idę się schować do szafy. Na pewno nie wpadniesz na pomysł, żeby tam mnie szukać.
-Żebyś się nie zdziwił.
Wyszłam na zewnątrz i od razu poczułam różnicę temperatur. Rozejrzałam się dookoła i nikogo nie zauważyłam. Postanowiłam wyjść jeszcze na chodnik przy drodze i tam sprawdzić, jednak nadal nikogo nie widziałam. Anze pewnie chciał mnie wygonić z domu, żeby zamknąć drzwi na klucz, żebym teraz dobijała się jak głupia. Ja go serio zatłukę jak go spotkam. Zrezygnowana odwracam się, żeby iść w stronę drzwi, gdy niespodziewanie na kogoś wpadam. Automatycznie zaczynam przepraszać, gdy nagle orientuję się, że osobą, z którą się właśnie zderzyłam jest...
-To ty? Co tutaj robisz? - Przez chwilę na mojej twarzy przebił się szeroki uśmiech, jednak szybko ustąpił zakłopotaniu.
-Stęskniłem się za pewną blondynką, więc ruszyłem w jej poszukiwaniu. - Jego twarz zaczęła coraz bardziej zbliżać się do mojej. Moje spojrzenie przechodziło z jego oczu na usta i odwrotnie. Przez moment miałam wrażenie jakby czas stanął w miejscu. Kiedy się ocknęłam nasze twarze dzieliły dosłownie milimetry. Wystraszona zaistniałą sytuacją od razu się odsunęłam.
-Życzę powodzenia w szukaniu. - Wyminęłam chłopaka kierując się w stronę domu, jednak uniemożliwił mi to jego uścisk na moim nadgarstku.
-Nie musisz, już ją znalazłem. - Wstrzymałam na moment oddech próbując znaleźć inny sens jego słów, ale nic nie przychodziło mi do głowy.
-Ale ja... to znaczy... nie wiem jak to powiedzieć, ale... - To, co teraz czułam i chciałam przekazać chłopakowi, nie potrafiłam kompletnie dobrać w słowa.
-Ciii... Nic nie mów. - Dotknął delikatnie palcami moich warg przez co przeszedł mnie dreszcz i to wcale nie dlatego, że było zimno, doskonale zdawałam sobie z tego sprawę. - Nie oczekuję od ciebie teraz odpowiedzi. Mówiłem, że dam ci czas. Chciałem po prostu cię zobaczyć. Przez cały ten tydzień się nie widzieliśmy. Stęskniłem się i to do tego stopnia, że nie mogłem usiedzieć na miejscu. Musiałem wsiąść w samochód i przyjechać, choć na chwilę. Potrzebowałem usłyszeć twój głos, zobaczyć twoje oczy, twój uśmiech... Może rzeczywiście lepiej będzie jak już pójdę. Pewnie rodzina na ciebie czeka i się niepokoją. - Nie wiedziałam co odpowiedzieć, więc po prostu go przytuliłam.
-Nie odchodź. - Szepnęłam.
-To znaczy, że...? - Odsunęłam się delikatnie od niego i spojrzałam mu w oczy.
-Sama nie wiem, co dokładnie czuję. To jest trudne do opisania. Z jednej strony chcę być blisko ciebie, chcę cię poznawać, ale z drugiej się boję. - Pojedyncza łza spłynęła z mojego policzka.
-Czego się boisz? - Przejechał kciukiem po moim policzku ścierając słoną ciecz.
-Bólu. - Zapadła chwila ciszy, którą szybko przerwałam. - Co jeśli to nie wyjdzie? Co jeśli któreś z nas nie odwzajemni uczuć drugiej osoby?
-Gdzie się podziała dziewczyna która działa spontanicznie, która niczego się nie boi i potrafi nakrzyczeć na nieznajomego chłopaka, który właśnie nieumyślnie oblał ją kawą? - Zaśmiałam się na wspomnienie naszego pierwszego spotkania.
-Proszę, nie przypominaj mi tego. Zachowałam się okropnie. - Zakryłam twarz dłonią w celu ukrycia mojego zażenowania. Co mi wtedy odbiło, żeby tak na niego naskoczyć? - Przepraszam.
-Nie przepraszaj. - Złączył nasze dłonie. - To jest część wspomnień, część nas. Być może jest to początek czegoś niezwykłego. Czegoś, o czym nawet nie śniliśmy. Teraz tylko od nas zależy jak to się potoczy.
-Tak pięknie to powiedziałeś. - Wzruszyłam się na jego słowa. - Wiesz, mój były bardzo mnie zranił i po rozstaniu z nim zamknęłam się na ludzi, i nie chciałam się z nikim wiązać. Od tego czasu jesteś pierwszym mężczyzną do którego się tak zbliżyłam. Nie zepsuj tego, proszę.
-Twoje szczęście jest dla mnie priorytetem. - Wypowiadając te słowa patrzył mi w oczy. Mogłam wyczytać, że mówi prawdę. Pod wpływem impulsu stanęłam delikatnie na palcach i pocałowałam chłopaka. Niemal od razu odwzajemnił mój pocałunek, będąc przy tym taki delikatny, jakby nie chciał mnie zranić. Po chwili buchnęłam płaczem.
-Sory, rozkleiłam się. - Odwróciłam głowę w bok, żeby nie widział mnie w takim stanie. Peter natomiast chwycił mój podbródek i skierował moją twarz w swoją stronę i zaczął delikatnie wycierać moje łzy. - Pewnie cały mój makijaż spłynął. Muszę wyglądać przezabawnie.
-Nie jest tak źle. - Przekręcił głowę w prawo i przymrużył oczy jakby szukał odpowiedniego kąta widzenia, z którego wyglądałabym dobrze. Widząc to wyjęłam telefon, w którym zauważyłam, że cały tusz mi spłynął pozostawiając czarne ślady na moich policzkach. I weź tu ufaj facetowi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz