czwartek, 27 grudnia 2018

Rozdział XXIV

Zamknęłam szybko za sobą drzwi i usiadłam na podłodze. Nie mam ochoty nikogo dziś oglądać. Ten dzień jest beznadziejny. Najchętniej to bym wróciła do domu, zaszyła się pod ciepłym kocykiem i włączyła mój ulubiony serial.
Zdecydowanie potrzebny jest mi odpoczynek. Może nie tyle fizyczny, co psychiczny. Całe szczęście, że niedługo święta. Wystarczy, że przemęczę się ten weekend i wrócę do mojego kraju, do rodziny. Może w końcu poczuję tę świąteczną atmosferę i zapomnę o problemach.

Jakby nie patrzeć wszystko zaczęło się, kiedy przyjechałam na pierwszy konkurs do Finlandii. To właśnie tam poznałam Prevca i od tego momentu skończyło się spokojne życie. W sumie, biorąc pod uwagę wszystkie wydarzenia z nim związane, to jestem mu wdzięczna za te wszystkie psikusy, kłótnie, sprzeczki i inne takie, bo teraz wydaje się to zabawne i jest co wspominać.

Nie znoszę go jednak za to, że w tak perfidny sposób zabawił się moimi uczuciami. Może trochę to źle ujęłam, ale chodzi mi o to, że próbował mnie w sobie rozkochać, a tymczasem spotyka się z innymi dziewczynami. Dobra, może widziałam go z jedną, ale pewnie ma więcej takich swoich ofiar. Całe szczęście te jego sztuczki na mnie nie podziałały i jest mi on w stu procentach obojętny. Nie obchodzi mnie, co robi, z kim się spotyka... no może trochę, ale to przecież nic nie znaczy.

Na domiar złego w moim życiu znowu pojawił się Wellinger. Nie wiem, co mam z nim zrobić. Najchętniej uwięziłabym go na bezludnej wyspie, ale to niemożliwe. Już dawno pozbierałam się po jego zdradzie, a teraz znowu się zjawia i próbuje wszystko zniszczyć. Powiedział, że się zmienił, ale po jego zachowaniu wcale tego nie widzę. Może jestem głupia, ale mam wrażenie, że on naprawdę chce się zmienić, tylko sam do końca nie widzi, co robi źle.

Po pokoju rozniosło się głośne pukanie. Byłam przekonana, że to Anze, bo miałam się z nim spotkać, ale przez nagłe pojawienie się Andreasa musiałam szybko stamtąd uciekać. Otworzyłam drzwi i równie szybko je zamknęłam, jednak nie udało mi się to do końca, bo osoba po drugiej stronie była zdecydowanie silniejsza ode mnie.

- Zamierzasz się tak ciągle chować przede mną? - Tuż naprzeciwko mnie stał Peter, który nie wyglądał na zbytnio zadowolonego. Nie chciałam dać mu tej satysfakcji i postanowiłam zachowywać się w podobny sposób. To taka moja jedna z masek, którą zdarza mi się przybierać.

- A ty zamierzasz ciągle robić ze mnie idiotkę? - Skrzyżowałam ręce na piersi i uniosłam lekko głowę do góry, dając tym samym znać, że tak łatwo się nie poddam w tej potyczce słownej.

- O czym ty mówisz? - Zmarszczył brwi, robiąc jednocześnie krok w moją stronę.

- Nie udawaj, że nie wiesz. - Uśmiechnęłam się sztucznie. Zaraz mnie szlag trafi. Czy on nadal uważa, że dam się tak bajerować? Niedoczekanie jego. - Myślałeś, że się nie dowiem?

- Ale o czym? Może mi wyjaśnisz? Nie mam jeszcze umiejętności czytania w myślach, a ciebie czasami ciężko zrozumieć. - To już jest przegięcie. Jak w ogóle można tak stwierdzić. Przecież jasno wyrażam to, co chcę powiedzieć, nie obrażam się o byle co jak niektóre dziewczyny. No dobra, może czasami, ale bez przesady.

- Mnie ciężko zrozumieć? - Wskazałam palcem na siebie i podeszłam bliżej chłopaka. - A może po prostu z tobą jest coś nie tak? - Wycelowałam tym razem palcem w Prevca.

- Dobra, nie zmierza to w dobrym kierunku. - Mruknął jakby sam do siebie. - Nie chcę się z tobą kłócić. Przyszedłem tylko, bo chciałem na spokojnie porozmawiać i wyjaśnić wszystkie nieporozumienia. - Akurat, bo uwierzę.

- Jedynym nieporozumieniem, jakie widzę, jest to, że pojawiłeś się w moim życiu. - Wykrzyczałam mu w twarz i podeszłam do okna popatrzeć na padający śnieg, a tak naprawdę poczekać aż mój towarzysz opuści mój pokój. Tak się jednak nie stało, więc spojrzałam się na niego przez ramię. - Zrozumiałeś? W takim razie możesz już iść.

- O nie, nie, nie. Tym razem to ja zadecyduję, kiedy nastąpi koniec tej rozmowy. - Poczułam jak chwyta za mój łokieć i obraca mnie w swoją stronę. Ałć zabolało, ale nie mogę dać tego po sobie poznać. - Powiedz, czy to chodzi o nasz pocałunek? Nadal jesteś zła? - Wyrwałam rękę z jego uścisku i wyminęłam go.

- Nawet już o tym nie pamiętam. Wymazałam to z pamięci, jakby to nigdy nie miało miejsca. - Mówiąc to, w moich oczach pojawiły się łzy, ale szybko i dyskretnie otarłam je opuszkami palców.

- W takim razie czemu tak mnie traktujesz? - Zrobiłam głęboki wdech i ponownie odwróciłam się w jego stronę.

- A jak mam traktować kłamcę i hipokrytę? - Zrobiłam krótką pauzę. - Co? Myślałeś, że zamydlisz mi oczy, a ja ci we wszystko uwierzę? Co chciałeś tym osiągnąć? - Zapytałam już spokojniejszym głosem.

- W czym cię okłamałem?

- Mam ci przypomnieć? Najpierw prawisz mi jakieś teksty typu, że się o mnie martwisz, podrywasz mnie, dajesz mi ewidentnie do zrozumienia, że jestem w centrum twojego zainteresowania. Wyobraź sobie, że potem sobie idę obok trybun na skoczni i widzę ciebie, jak bajerujesz jakąś dziewczynę. Jakbyś się czuł na moim miejscu?

- To bardzo proste. Po pierwsze, masz rację, że cię podrywałem, bo od samego początku zaczęłaś mnie intrygować. - Zrobił krok w moją stronę, na co się cofnęłam. - Po drugie, zrozum w końcu, że nie jestem takim dupkiem, za jakiego mnie uważasz. - Ponownie zbliżył się w moją stronę, na co moja reakcja była taka sama jak poprzednio. - Po trzecie, dzisiaj pod skocznią rozmawiałem z dziewczyną Nejca, który mnie o to poprosił, bo musiał iść na chwilę do trenera, a nie chciał zostawiać jej samej. - Ponownie zaczął zmniejszać dzielący nas dystans, a ja nie mogłam nic na to poradzić, bo poczułam za sobą krawędź łóżka. - A po czwarte, jesteś zazdrosna. - Ostatnie dwa słowa wyszeptał mi wprost do ucha, przez co przez moje ciało przeszedł dreszcz.

- Nie jestem. - Odpowiedziałam drżącym głosem.

- Jesteś i nie ukrywam, że bardzo mi się to podoba. - Jego dłoń zaczęła gładzić delikatnie mój policzek, przez co mój oddech mimowolnie przyspieszył. Nie mogłam dać tego po sobie poznać, więc postanowiłam odsunąć się do tyłu. Zapomniałam o łóżku stojącym tuż za mną, wynikiem czego była utrata równowagi i upadek na nie. Zanim się to jednak stało, w przypływie emocji, chcąc się ratować, chwyciłam za rękę Petera. Nie spodziewał się takiego ruchu z mojej strony, przez co wylądował tuż na mnie. - Takie lądowanie zasługuje na dwudziestkę, nie sądzisz?

- Nie. - Zmroziłam go wzrokiem, na co się zaśmiał. - Możesz łaskawie ze mnie zejść?

- Najpierw przyznaj, że jesteś o mnie zazdrosna. - Odwróciłam w bok głowę, żeby nie patrzeć mu prosto w oczy, które już przy pierwszym spotkaniu mnie urzekły.

- No dobra, jestem zazdrosna. - Mruknęłam pod nosem.

- Możesz powtórzyć, bo nie dosłyszałem?

- Jestem cholernie zazdrosna! - Wykrzyczałam mu prosto w twarz, na co się uśmiechnął. Nie mogłam już się oprzeć i wpiłam się w jego wargi. Peter od razu oddał pocałunek i zacisnął dłoń wokół mojej talii. Włożyłam w to wszystko chyba wszystkie emocje, które przez ostatni czas gromadziły się we mnie. Jedną dłoń trzymałam na jego policzku, a drugą zarzuciłam na jego kark.

Nie wiem jak mam opisać uczucie mi towarzyszące. Dawno nie odczuwałam czegoś takiego. W sumie to jakby się tak zastanowić to nigdy nie odczuwałam czegoś takiego. Dziwnie się z tym wszystkim czuję. Właściwie to ciężko mi to do czegokolwiek porównać. Chyba się nie zakochałam? Z tego tylko wiele łez i cierpienia.

Nagle po pokoju rozniosło się pukanie do drzwi. Nieco wystraszona oderwałam się od Petera i powróciłam do rzeczywistości.

- To pewnie mój brat. - Szepnęłam podłamana sytuacją, w jakiej się znajduję. Czy może być gorzej? - Nie może cię tu zobaczyć. Schowaj się gdzieś. - Szybko wstałam z łóżka i podbiegłam do lustra, żeby upewnić się, czy na pewno dobrze wyglądam. W odbiciu zdołałam jeszcze zobaczyć Prevca, który się głupkowato uśmiechał. - Na co czekać? Migiem. - Zaczęłam go ponaglać.

- Ty tak poważnie? No dobra, niech ci będzie. - Dodał, widząc moją minę.

- Już idę! - Krzyknęłam, gdy pukanie do drzwi się powtórzyło. Ruszyłam szybko w ich stronę, upewniając się jeszcze, że nie ma w pokoju oznak obecności Prevca. Po chwili chwyciłam za klamkę i ujrzałam Domena.

- Cześć, nie widziałaś może Petera? Zniknął gdzieś po zawodach i nikt nie wie, gdzie się podziewa, a trener go szuka. Jak tak dalej pójdzie to będzie niezły przypał. - Z jednej strony ulżyło mi, że to nie mój brat, jednak z drugiej boję się, że zaczną podejrzewać, że jest teraz u mnie Peter.

- Hej, nie widziałam go. Jesteśmy nieco skłóceni i nie gadamy ze sobą. - Chyba kłamanie nie idzie mi najgorzej?

- Jejku, znowu? Weźcie się w końcu spotkajcie i wyjaśnijcie sobie wszystko, bo ten kretyn znowu będzie chodził wkurzony i zdołowany, a uwierz mi, że wtedy ciężko z nim w domu wytrzymać. - Stałam jak wryta, nie wiedząc, co powiedzieć. - Dobra, idę go dalej szukać. Jak go gdzieś zobaczysz, to daj znać. Cześć. - W odpowiedzi kiwnęłam jedynie głową.

- No to na mnie już pora. - Usłyszałam za plecami. - Widzimy się jutro. Śnij o mnie kotku. - Cmoknął mnie w usta i sobie poszedł. A w mojej głowie pozostawało jedno zasadnicze pytanie.

CO TU SIĘ WŁAŚNIE STAŁO?  
Hejka wszystkim ♥ Rozdział planowany był na Sylwestra, żeby z miłym akcentem zakończyć ten rok, ale udało mi się napisać wcześniej, więc w sumie, czemu nie wstawić już teraz...
Piszcie koniecznie, czy wam się podoba, co poprawić przy pisaniu kolejnych rozdziałów itp. :*
Buziaczki :*

środa, 28 listopada 2018

Rozdział XXIII

Kwalifikacje w Engelbergu przebiegły w miarę dobrze. W stu procentach skupiłam się na swojej pracy, dzięki czemu czas zleciał dużo szybciej niż ostatnio.
Miałam już iść do hotelu, kiedy przyszedł Tepes, mówiąc, że mój brat czeka na mnie w domku ich reprezentacji. Westchnęłam tylko, bo już marzyłam o moim cieplutkim łóżeczku. No ale niech będzie. Pięć minut mnie nie zbawi.
Idąc w stronę domków, zauważyłam przy barierkach Petera, który ewidentnie flirtował z jakąś typiarą. Zacisnęłam mocno szczękę oraz pięści i poszłam jak najszybciej przed siebie, byleby z dala od tej dwójki. Mam tylko nadzieję, że mnie nie widzieli.
Nie rozumiem tylko jednego, jak można być takim hipokrytą. Najpierw zarywać do mnie a teraz nagle do innej. Jeszcze rano mówił, że się o mnie martwi. Podrywał mnie jakimiś durnymi tekstami. Co on sobie w ogóle myślał, że będzie latał za kilkoma jednocześnie i żadna się nie kapnie? Mówił na Gregora, a sam się okazał takim typem faceta. Kłamał mi po prostu w żywe oczy, co jest najgorszym, co może być. I nie, nie jestem zazdrosna. Jedyne co, to zawiodłam się bardzo. Myślałam, że mam doczynienia z kimś innym.
Nagle poczułam, jak ktoś łapie mnie za łokieć i ciągnie w nieznaną mi stronę. Szybko się ogarnęłam i odwróciłam głowę w stronę tej osoby. Od razu się wyrwałam i oddaliłam na odległość dwóch metrów.
- Co ty tu robisz? - Zapytałam zaskoczona i nieco wystraszona jego obecnością. Muszę przyznać, że ostatnie nasze spotkanie nie należało do miłych.
- Jestem skoczkiem. To chyba normalne, że jestem tu, gdzie skocznia.
- Nie widziałam, żebyś dziś skakał. - Zmarszczyłam brwi. Nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć. Najpierw przez dłuższy czas nie mam z nim kontaktu, a potem spotykam go niestety dwa razy w tak krótkim odstępie czasowym.
- Jeszcze leczę kontuzję, ale niedługo wrócę i wtedy będziemy się mogli częściej widywać. - Na samą myśl robiło mi się niedobrze. Nie wyobrażam sobie pracować i widywać ciągle Andreasa. Nadal boli mnie to, co mi zrobił. Na samą myśl wszystko skręca mnie w środku.
- Chyba sporo o mnie wiesz. - Przymrużyłam oczy. - Szpiegujesz mnie?
- Ja? - Wskazał palcami na siebie. - Jakże bym śmiał. Czytałem twoje artykuły i dzięki temu wiem, czym się teraz zajmujesz. Widzę, że poszłaś teraz w zupełnie inną dyscyplinę sportu. Nie ukrywam, że bardzo się z tego cieszę. Mam nadzieję, że uda nam się odnowić naszą relację. - Otworzyłam szerzej oczy. Po tym wszystkim, co się stało, nie wyobrażam sobie żyć z nim w normalnych relacjach. Może kiedyś, ale na pewno nie teraz.
- Odnowić, czyli... Co masz na myśli?
- No wiesz, ty i ja kiedyś byliśmy idealną parą. Nie uważasz, że powinniśmy do siebie wrócić? - Zrobił krok w moją stronę, co spowodowało, że się cofnęłam odrobinę.
- Czy ty siebie słyszysz? Po tym wszystkim? A może twoja kochanka się tobą znudziła? Wcale się jej nie dziwię. - Chciałam go ominąć, ale chwycił mnie mocno i przyciągnął do siebie. - Puszczaj! - Chciałam się wyrwać, ale był za silny.
- Zastanów się dobrze. Kocham cię i zrozumiałem swój błąd. Zmieniłem się, naprawdę. Mam wrażenie, że ty też nadal coś do mnie czujesz. Nie wierzę, że zdołałaś już o mnie zapomnieć.
- Nic z tego nie będzie, bo jedyne uczucie, jakim cię darzę to nienawiść. - Wysyczałam mu prosto w twarz. - Poza tym zdążyłam już sobie ułożyć życie. A teraz puszczaj!
- Nie słyszałeś? Zostaw ją! - Usłyszałam głos zza pleców Andreasa i od razu zastygłam w bezruchu. Jedyne, co poczułam to uścisk wokół mojej talii, który się rozluźnił.
- Co? Ty z nim? - Zmierzył mnie od góry do dołu, a potem to samo zrobił z Peterem. - Myślałem, że wtedy pod twoim domem to był przypadek, ale widzę, że znalazłaś sobie obrońcę. Zawsze zjawia się, jak chcę z tobą porozmawiać.
- Ktoś musi ją bronić przed takimi kanaliami jak ty. - Podszedł do mnie i objął mnie swoimi ramionami. Najchętniej to bym go teraz odepchnęła i spoliczkowała za to, jak się bawi moją osobą, ale ze względu na Wellingera nie mogłam sobie na to pozwolić.
- Chyba o sobie mówisz. Nie myśl, że zapomniałem, co zrobiłeś. Co jak co, ale pamięć to ja mam dobrą. Mógłbym ci opowiedzieć co do szczegółu każdą chwilę spędzoną z Patricią, opisać każdy pocałunek... - Poczułam jak ciało Petera się spina z każdym wypowiedzianym słowem przez Wellingera.
- Zaraz ci przyłożę. - Wystraszyłam się, bo nie chciałam powtórki z ostatniego ich spotkania, kiedy to doszło do bójki. Nie wiadomo, czy tym razem tak łatwo by mi się udało ich rozdzielić.
- Spokojnie, szkoda nerwów na niego. Andreas, myślę, że nie mamy już o czym rozmawiać. Ty i ja to już dawno skończony rozdział i nie rozgrzebuj starych ran. Tak będzie lepiej. - Zwróciłam się tym razem do Wellingera.
- Idę, ale wiedz, że to jeszcze nie koniec.
Kiedy chłopak zniknął w oddali, od razu odsunęłam się od Petera. Mimo, że pomógł mi z Andreasem to nadal jestem na niego wściekła i mam do tego prawo. Każdy by tak postąpił na moim miejscu, prawda?
- A może jakieś "dziękuję"? - Powiedział, gdy bez słowa zaczęłam iść w wybranym przez siebie kierunku.
- Dziękuję mój wybawicielu, który ratujesz mnie z opresji, już nie pamiętam który raz. Wiedz, że czuję wielki wyraz wdzięczności za twoją gotowość do niesienia mi pomocy. Czuję się niezmiernie zaszczycona, że to właśnie mnie wybrałeś sobie na swoją księżniczkę, którą chcesz bronić przed wszystkim, co na tym świecie istnieje. Chcę, żebyś wiedział, że dług mój wobec ciebie rośnie tak szybko, że chyba do śmierci go nie spłacę. - Uśmiechnęłam się sztucznie w jego stronę i szybkim krokiem poszłam w stronę hotelu. Miałam już dość dzisiejszego dnia. Najchętniej to bym spakowała walizkę i wróciła do domu, ale to by było równoznaczne z odejściem, a bardziej zwolnieniem z pracy, a tego bym nie chciała.
- Patricia, poczekaj. - Jedyną moją reakcją na jego słowa było przyspieszenie kroku. Pomimo że coś mi mówiło, żeby z nim porozmawiać, nie byłabym sobą, gdybym nie postąpiła na odwrót.

poniedziałek, 19 listopada 2018

Rozdział XXII

Od godziny siedziałam na łóżku i myślałam o tym, co się wydarzyło, a co jakiś czas spod moich powiek wypływały pojedyncze łzy. Wiem, że nie powinnam go wtedy uderzyć, ale to był odruch. Uraził mnie tym, co powiedział, ale ja też nie byłam bez winy. Mogłam sobie odpuścić to przedstawienie na korytarzu i po prostu olać jego osobę.
Gdybym od razu poszła do swojego pokoju, żeby trochę ochłonąć, to wszystko nie miałoby miejsca. Nie pocałowałby mnie, a ja nie siedziałabym tu teraz zła na samą siebie. Zła dlatego, bo mało brakowało, a odwzajemniłabym jego pocałunek. Całe szczęście zostało mi jeszcze trochę zdrowego rozsądku. Jedno jest jednak pewne, muszę unikać spotkań z Peterem sam na sam. Po prostu boję się z nim rozmowy. Nie wiem w ogóle jak mam się zachowywać w jego obecności.
-Tu jesteś, a ja cię szu... - Moje rozmyślania przerwał mój brat, który nagle wparował do mojego pokoju. - Co się stało? - Podszedł bliżej i usiadł na łóżku obok mnie.
-Nic, po prostu coś mi wpadło do oka. - Zamrugałam kilka razy oczami, żeby się trochę ogarnąć.
-Przecież widzę. Wiesz, że możesz mi powiedzieć. - Próbowałam dyskretnie zetrzeć łzę z mojego policzka, co było już bezsensowne.
-No i właśnie ci powiedziałam, że wpadło mi coś do oka. - Wstałam szybko z łóżka i chciałam iść do łazienki, ale nim się obejrzałam, a wylądowałam na podłodze, potykając się o poduszkę, która musiała spaść na ziemię. - Cholercia. - Usłyszałam głośny śmiech mojego brata, który rechotał jak nie powiem jakie zwierzę... Wzięłam do ręki rzecz, dzięki której o mało nie wybiłam zębów i zrobiłam zamach, trafiając prosto w twarz Anze. A niech ma za swoje.
-Ałć. - Powiedział przez śmiech. - Widzę, że znowu w swoim żywiole.
-A ja widzę, że znowu głupota ci w głowie. - Wystawiłam języka i zamknęłam się w łazience.
-Wredna jak zawsze! - Krzyknął, żebym go usłyszała i zrobił krótką przerwę. - Jutro o ósmej śniadanie. Nie spóźnij się. - Wywróciłam oczami. Co on myśli, że jestem jakimś małym dzieckiem, co sobie nie poradzi samo? Bez przesady, po co mam wstawać tak wcześnie, jak pracę i tak zaczynam po południu. Lepiej sobie dłużej pospać, a na śniadanie to sobie mogę iść do jakiejś tutejszej restauracji, albo poczekać już do obiadu.
Nieco wkurzona otworzyłam drzwi i o mały włos nie walnęłam nimi Anze.
-Wiesz co? Wcale nie muszę jeść z tobą i tą bandą debili śniadania. Nie przyjechałam tu z wami, tylko przysłała mnie redakcja, w której pracuję i nie rozumiem w ogóle, czemu mieszkamy na jednym piętrze, a to tłumaczenie trenera po dłuższej interpretacji za mną nie przemawia. Za tym musi kryć się coś więcej i ja się dowiem co. - Mój brat popatrzył na mnie jak na wariatkę, a prawda jest taka, że miałam rację i on o tym doskonale wiedział.
-Ehh, kobiety... Im nie dogodzisz. - Powiedział i wyszedł szybko z pomieszczenia.
Wkurzona walnęłam z całej siły pięścią w drzwi, po czym się skrzywiłam z bólu. Co ja robię ze swoim życiem? Wszystko zaczęło się, kiedy poznałam... Ehh!!! Nie mogę o nim ciągle myśleć! Nie zasłużył sobie na to!
Następnego dnia, gdy wstałam, kompletnie nie miałam apetytu, ale stwierdziłam, że muszę zejść na śniadanie, żeby chociaż stwarzać pozory, jak to wspaniale się czuję. Całe szczęście przy stoliku, przy którym siedzieli Słoweńcy, nie było już wolnego miejsca, więc mogłam sobie usiąść z dala od nich. Nie miałam jakoś ochoty na rozmowy, więc tylko się przywitałam i poszłam wziąć sobie coś do jedzenia.
Przez następne dziesięć minut grzebałam widelcem w talerzu, udając, że coś jem, gdy nagle dostrzegłam, że ktoś postawił swoje śniadanie naprzeciwko mojego. Nie zbyt cieszyłam się z tego powodu, bo wolałam spędzić chwilę w samotności. Uniosłam wzrok, a przede mną stała osoba, którą na obecną chwilę najmniej chciałam oglądać. Westchnęłam tylko i miałam już w głowie ułożony plan ucieczki do pokoju. Prevc najwyraźniej czytał mi w myślał i chwycił mnie za nadgarstek.
-Poczekaj, chcę pogadać. - Popatrzył błagalnie w moje oczy. Nie miałam już nawet siły z nim dyskutować, więc postanowiłam, że ten ostatni raz ulegnę jego prośbie. Nie mam zamiaru więcej się z nim spotykać sam na sam, bo to się kiedyś źle skończy.
-Masz trzy minuty. I nie wymagaj z mojej strony zaangażowania. - Przerzuciłam włosy na jeden bok i podparłam twarz na ręce.
-Przepraszam cię za wczoraj. Nie chciałem, żeby to tak wyszło. Poniosło mnie, przyznaję, ale nie złość się na mnie. Miałem wczoraj ciężki dzień, a potem jak zobaczyłem cię z tym przemądrzałym lalusiem Gregusiem, to myślałem, że mnie krew zaleje. - Starałam się udawać poważną, co było bardzo trudne. Ostatecznie musiałam w dyskretny sposób delikatnie zasłonić sobie usta, żeby nie było nic po mnie widać, jeszcze by sobie pomyślał, że go rozgrzeszę. Dobra, nie jestem na niego wściekła, ale nie musi o tym wiedzieć. - Uwierz mi, że ten typ nie ma szczerych intencji, a ja czuję się w pewien sposób za ciebie odpowiedzialny i nie chcę, żebyś potem cierpiała.
-Ty? Odpowiedzialny za mnie? Śmieszny jesteś. - Pokręciłam głową i poszłam odnieść talerz. Niesamowite, jak szybko poprawił mi się humor. Sposób na to jest prostszy, niżby się mogło wydawać. Wystarczy znaleźć jakiegoś idiotę i dać mu pole do popisu. - Posłuchaj. - Wróciłam na moment do stolika, żeby wyjaśnić jedną rzecz. - Nie wiem, co ty sobie ubzdurałeś w głowie, ale przestań mnie kontrolować i mówić z kim mam się spotykać, a z kim nie. Jestem już dużą dziewczynką i sama umiem decydować o swoim życiu. A nawet jak się kiedyś sparzę, to ja będę cierpieć a nie ty, więc nie musisz się tak o mnie martwić.
-A może ja lubię się o ciebie martwić? - Wstrzymałam na moment oddech. - Może takie mam hobby? - Szepnął w moją stronę.
-Znajdź sobie lepiej coś ciekawszego. - Powiedziałam i szybko wstałam od stołu, żeby pójść do pokoju. Nie wiem, co mam myśleć o tym, co usłyszałam. Z jednej strony czuję coś dziwnego w środku, a z drugiej... Kurde, nie może tak być, że jeden jakiś głupi tekst będzie tak na mnie działać. Do tej pory byłam na to wręcz uczulona, a teraz... Ehh... muszę w końcu się ogarnąć. Powinnam zająć się pracą, żeby tyle nie myśleć.

wtorek, 28 sierpnia 2018

Rozdział XXI

Wybiegłam jak najszybszej z hotelu i pobiegłam czym prędzej w stronę kawiarni, w której byłam umówiona z Gregorem. Byłam już nieco spóźniona, ale nie z mojej winy. Otóż musiałam wyjaśnić małe nieporozumienie w recepcji dotyczące mojego pokoju. A konkretniej mówiąc, powiedziano mi, że wycofałam rezerwację, co było absolutną nieprawdą. Na całe szczęście w odpowiednim momencie zjawił się Goran Janus i oznajmił mi, że mój szef poprosił go, żeby się mną trochę zaopiekował, bo dopiero zaczynam swoją przygodę z tym sportem. W rezultacie osobiście zarezerwował mi pokój na piętrze z resztą Słoweńców.
Jestem po prostu wkurzona tym pomysłem, ale nie mogę tego okazywać, bo nie chcę robić trenerowi przykrości. Następnym razem będę musiała coś wymyślić, aby nie mieszkać blisko tych pajaców.
Nim się obejrzałam, a dotarłam do najlepszej kawiarni w Engelbergu. A przynajmniej tak twierdził Gregor.
-Cześć, przepraszam za spóźnienie, ale musiałam wyjaśnić jeszcze jedną sprawę. - Zaczęłam, gdy doszłam już do celu i znalazłam odpowiedni stolik.
-Hej. - Cmoknął mnie w policzek. - W sumie to też dopiero przyszedłem. - Pomógł mi zdjąć kurtkę, co było bardzo miłe z jego strony. - Na jaką kawę masz ochotę? - Spojrzał mi w oczy, na co się uśmiechnęłam i przygryzłam delikatnie wargę. Jak ja uwielbiam, jak mężczyzna podczas rozmowy patrzy mi prosto w oczy.
-Zdam się na twój gust. - Powiedziałam, na co pokiwał głową i poszedł złożyć zamówienie. Nie musiałam długo czekać, bo już po chwili stał przede mną kubek gorącej kawy.
-Mam nadzieję, że trafiłem w twój gust. - Do moich nozdrzy zaczął docierać wspaniały aromat, który jeszcze jakiś czas temu niefajnie mi się kojarzył, ale dziś jest szansa, żeby to zmienić.
-Pachnie wybornie. - Zaciągnęłam się dłużej zapachem. - I pewnie też tak smakuje. - Zrobiłam łyka, ale od razu tego pożałowałam. - Ałć, gorące. - Skrzywiłam się, na co Gregor się zaśmiał.
-Powoli, nigdzie nam się nie spieszy. - Pogładził mnie po dłoni, przez co przeszedł mnie dreszcz. Mam tylko nadzieję, że tego nie zauważył. Jejku, co się ostatnio ze mną dzieje?! Fakt, Gregor jest przystojny i ma fajny charakter, jest pomocny i opiekuńczy, ale jedyne co nas może łączyć to co najwyżej przyjaźń i nic więcej. Poza tym na razie nie szukam związku.
(Peter)
Szedłem sobie chodnikiem, gdy zobaczyłem spieszącą się gdzieś Patricię. Nie to, że jestem ciekawski, ale po prostu postanowiłem się przejść w tamtą stronę. Jakby nie patrzeć to wolny kraj i mogę chodzić, gdzie mi się podoba.
Jak się okazało, dziewczyna była umówiona z tym pajacem Gregorem. Gdy to zobaczyłem, myślałem, że wyjdę z siebie. Po pierwsze, Schlierenzauer to największy podrywacz na tej ziemi i zmienia dziewczyny jak rękawiczki. Po drugie, jeśli myśli, że mi ją odbije, to jest w błędzie. Cóż, może ja i Patricia nie jesteśmy razem, ale doskonale widziałem przez ostatni czas, jak na mnie patrzyła i już niedługo będzie moja.
Po półgodzinnym czekaniu na mrozie i patrzeniu z ukrycia przez szybę na to, jak dziewczyna ślini się na jego widok, postanowiłem wkroczyć do akcji i zakończyć to spotkanie. Wiem, że jej się to nie spodoba i wpadnie w furię, ale jakoś to przeżyję. Poza tym tak słodko wygląda, jak się złości.
-Hej skarbie. - Zająłem miejsce obok dziewczyny i objąłem ją ramieniem. Od razu się delikatnie odsunęła i wyglądała na bardzo zaskoczoną. Przenosiła swój wzrok raz na mnie raz na Gregora i cały czas marszczyła brwi, jakby się nad czymś zastanawiała. Po chwili dopiero jakby się ocknęła i wstała z miejsca.
-Na mnie chyba już pora. - Powiedziała, nie zwracając przy tym na mnie uwagi.
-Tak szybko? - Zapytał zaskoczony Gregor. Niech on już sobie za dużo nie wyobraża. Pół godziny to i tak za dużo.
-No wiesz. - Albo mi się wydaje, albo wzrokiem dała mu znać, że chodzi o mnie. Może mój pomysł nie był najlepszy, ale przynajmniej skuteczny. - Spotkamy się następnym razem. - Już ja się postaram, żeby nie miało to miejsca.
Przesiedziałem jeszcze w kawiarni pięć minut i postanowiłem wrócić do hotelu. Kompletnie nie chciało mi się gadać ze Schlierenzauerem. Wolałem pójść do chłopaków z mojego teamu, bo miałem z nimi więcej wspólnych tematów i zawsze odwalali coś śmiesznego.
Kiedy wysiadłem z windy, od razu zauważyłem czatującą pod moim pokojem Patricię, która chodziła w kółko, czekając na mnie. Gdy drzwi za mną się zamknęły, stanęła w miejscu i przeniosła swój wzrok na mnie, a na jej twarzy było widać zdenerwowanie.
-Możesz mi powiedzieć, co ty odwalasz?! - Niemal krzyknęła.
-Idę właśnie do swojego pokoju. - Wzruszyłem ramionami. - Mogłabyś tak nie krzyczeć? Mieszkają tu też inni ludzie, którzy chcą odpocząć. - Co jak co, ale nie chcę mieć kłopotów.
-Posłuchaj! Nie wiem, o co ci chodzi, ale od samego początku włazisz z butami w moje życie! Mówisz mi, co mam robić, a co nie! Ustalasz z kim mam się spotykać, a z kim nie! Non stop łazisz za mną nie wiadomo po co! Zjawiasz się zawsze, kiedy...
-...kiedy mnie potrzebujesz.
-Nie!!! - Krzyknęła tak głośno, że pewnie słyszała ją cała okolica. - Czego ty ode mnie chcesz?! - Zrobiła kilka kroków w moją stronę tak, że staliśmy teraz twarzą w twarz. Dzieliło nas może piętnaście centymetrów.
-Po prostu uważam, że Schlierenzauer to nie najlepsza partia dla ciebie. - Próbowałem nieco uspokoić sytuację, jednak to było trudne, biorąc pod uwagę uparty charakter dziewczyny.
-Że co?! A od kiedy ty masz prawo decydować, z kim się spotykam?! - Wycelowała na mnie palcem.
-Od wtedy, gdy doszedłem do wniosku, że nie chcę, żebyś sobie narobiła nadziei, a potem cierpiała! - Krzyknąłem wyprowadzony z równowagi, przez co jej krzyki ustały.
-To tylko kolega. - Szepnęła nieco wystraszona moim wybuchem.
-Kolega. - Prychnąłem. - Doskonale widziałem jak ci ślinka ciekła! - W tym samym momencie poczułem jej dłoń zderzającą się z moim policzkiem. Nie wiem dlaczego, ale złość, która mną ogarnęła, sprawiła, że momentalnie złapałem Patricię za nadgarstki, wpijając się w jej usta i przygwożdżając do ściany. Dziewczyna pisnęła i próbowała mnie odepchnąć, jednak nie dałem za wygraną. Odpuściłem, dopiero kiedy jej kolano zderzyło się z moim kroczem, czego wynikiem było to, że zgiąłem się z bólu. Nasze spojrzenia jeszcze na moment się skrzyżowały, a ja widząc jej zaszklone oczy, pożałowałem tego, co zrobiłem.
Ajć, ajć, ajć! To się porobiło! Końcówka trochę nie taka, jaką chciałam, no ale jest. 

czwartek, 5 lipca 2018

Rozdział XX

Jest poniedziałek. Godzina szósta, a mój budzik daje o sobie znać. Tak to ten jakże piękny dzień, w którym po tygodniowym odpoczynku wracam do pracy. Dlaczego nie poszłam wczoraj wcześniej spać? A no tak. Zapomniałabym. Bo mój głupi brat wydzwaniał do mnie ze swoimi koleżkami. Dzisiaj wraca z Norwegii. Mam nadzieję, że zdążył się zamienić w bałwana.
Wstałam szybko z łóżka i poszłam do łazienki, żeby się w miarę ogarnąć. Ubrałam się i delikatnie pomalowałam, a następnie zeszłam do kuchni przyrządzić sobie jakieś śniadanie. Nim się obejrzałam a musiałam już wyjeżdżać do pracy. Założyłam płaszcz i kozaki, które się tak ślizgają, że dziwię się, że do tej pory się w nich nie wywaliłam.
Wsiadłam do mojego kochanego samochodu, zapięłam pasy i chciałam odpalić silnik, ale w zamian słyszałam tylko dziwne warczenie. Spróbowałam jeszcze kilka razy, ale nic z tego. Ciągle to samo.
-No dalej. Nie możesz mnie zawieść. Nie dzisiaj. - Powiedziałam pod nosem, chociaż i tak moja nadzieja pomału zaczęła wygasać. Zerknęłam na telefon w celu sprawdzenia godziny i zdałam sobie sprawę, że jak się pospieszę do zdążę jeszcze na autobus.
Po półgodzinnej drodze dotarłam w końcu do pracy z dziesięciominutowym spóźnieniem. Cóż, może nikt nie zauważy. Moje nadzieje rozwiał głośny pisk mojej koleżanki.
-Patricia! - Musiałam się powstrzymać aby nie zatkać uszów. - Dawno się nie widziałyśmy. - Przytuliła mnie na przywitanie.
-Faktycznie, będzie już z jakieś dwa miesiące. - Wszystko przez to, że najpierw ona pojechała  zdawać relacje z jakiś zawodów, ale nie pamiętam dokładnie dyscypliny, a potem ja jeździłam po konkursach pucharu świata w skokach narciarskich. Ostatni tydzień chorowałam, więc też się nie widziałyśmy. Ogólnie rzecz biorąc jakoś tak wyszło, że ciągle się mijałyśmy. - Oj będzie o czym plotkować. - Zaśmiałyśmy się i jak na zawołanie zza rogu wyłonił się szef. Podszedł do nas z poważną miną, co lekko mnie przeraziło.
-Teraz wychodzę, ale jak wrócę to wpadnij do mnie do gabinetu. - Spojrzałam na Veronicę, która miała tak samo zmartwioną minę jak ja. - A i jeszcze jedno. Na biurku zostawiłem ci rozpiskę zadań na dziś. Jak skończysz jesteś wolna. - Pokiwałam tylko głową, a on jak szybko się pojawił tak i zniknął.
-Uuu, nie za ciekawie to brzmiało. - Skrzywiła się dziewczyna i pomachała ręką.
-Może nie będzie tak źle. - Wzruszyłam obojętnie ramionami, ale w środku się stresowałam. - Spotkamy się potem na przerwie?
-Wiesz - zaczęła niepewnie - jestem już umówiona. Z Aleksandrem. - Dodała, gdy zobaczyła moją wyczekującą minę.
-No, w końcu się udało. Gratulacje. - Uściskałam dziewczynę.
-Na razie to tylko przyjacielski obiad, ale lepsze to niż nic.
-Na pewno to się jakoś ułoży. Trzymam za was kciuki, a teraz wybacz, muszę już lecieć do biura, bo w końcu naprawdę będę miała przechlapane. - Pożegnałyśmy się buziakiem w policzek i poszłam do swojego miejsca pracy.
Otworzyłam drzwi i dostrzegłam, że wszystko stoi na swoim miejscu, dokładnie tak, jak zostawiłam. Podeszłam do biurka, na którym powinna być kartka z moimi zadaniami na dziś. Wzięłam ją do ręki i przeczytałam, że mam tylko przetłumaczyć wywiady, które mam na poczcie i wrzucić je na stronę. Myślałam, że po takiej długiej nieobecności uzbiera się tego więcej, ale całe szczęście wyrobię się z tym szybciutko i będę mogła wcześniej wyjść.
Po dwóch godzinach mojej pracy dostałam telefon z informacją, że szef wrócił i chce się ze mną widzieć. Przed wyjściem napiłam się jeszcze szklanki zimnej wody, bo nagle zrobiło mi się strasznie gorąco.
-Dzień dobry. - Powiedziałam niepewnie, gdy weszłam już do gabinetu. - Szef chciał się ze mną widzieć.
-Tak, mam pewną propozycję. Usiądź. - Wskazał dłonią na fotel znajdujący się naprzeciwko niego, a ja posłusznie zajęłam miejsce. - Wyzdrowiała już pani?
-No tak. - Odpowiedziałam niepewnie. On mnie na pewno wyleje za te moje ostatnie zwolnienia.
-Na pewno? - Zmarszczyłam delikatnie brwi nie rozumiejąc do czego zmierza ta rozmowa.
-Tak, gdybym była chora to bym nie przyszła, żeby pana nie zarazić. - A tak szczerze to przydałoby mu się wziąć trochę wolnego. Czasami bywa irytujący.
-W takim razie nie będziesz miała nic przeciwko jak Emma przejmie twoje obowiązki, a ty zamiast niej będziesz jeździć po konkursach Pucharu Świata w skokach narciarskich? Ostatnio bardzo dobrze się spisałaś. Byłaś chora a mimo to dałaś radę napisać świetny reportaż. To jak będzie? - Zapadła cisza, a ja słowo po słowie zaczęłam interpretować w głowie. Siedziałam już tak chwilę i muszę przyznać, że doznałam zaćmienia umysłowego, bo nie mogłam zrozumieć do końca co on powiedział. - A więc?
-Zgoda. - Powiedziałam bez zastanowienia.
-W takim razie jedzie pani w czwartek do Engelbergu. - Uśmiechnęłam się delikatnie.
-To wszystko? - Pokiwał twierdząco głową, więc ruszyłam w stronę wyjścia. Zatrzymałam się w połowie drogi, bo nagle mi coś zaświtało w głowie. Otóż, Anze mi co wspominał kiedyś o tej miejscowości i... o nie! - Czy to przypadkiem nie ma związku ze skokami narciarskimi? - Zwróciłam się w jego stronę.
-A o czym ja mówiłem? Nie słuchała mnie pani. - Westchnął. - Chodziło mi o to, żeby pani do końca tego sezonu jeździła na skoki narciarskie i robiła reportaże. Takie same jak ostatnim razem.
-I ja się na to zgodziłam? - Pokiwał głową i spojrzał na mnie jak na idiotkę. - O kur... czaczek. - Dokończyłam, gdy zobaczyłam karcącą minę. - Nie ma opcji. Wycofuję się. Może być wszystko, tylko nie to.
-W takim razie ja mówię, że albo pani przyjmuje moją propozycję, albo może pani sobie szukać innej pracy.
-Palant. - Wyszłam trzaskając drzwiami. Nie mogłam lepiej zacząć tego tygodnia. Po prostu świetnie. Teraz będę miała zmarnowane jakieś trzy miesiące. Nie mogłam lepiej trafić. Przecież ja tam zwariuję i zamkną mnie w psychiatryku.
Otworzyłam drzwi do mojego gabinetu i pierwsze co mi się rzuciło w oczy to był bukiet ślicznych czerwonych róż leżący na moim biurku. Podeszłam bliżej, żeby poszukać jakiegoś liścika, ale nic nie było. Może ktoś się pomylił i zostawił je u mnie. Ja nawet nie pamiętam kiedy ostatnio dostałam kwiaty. Chyba w szkole na dzień kobiet.
Stwierdziłam, że zostało mi na prawdę mało pracy, więc na spokojnie mogę to skończyć w domu. Akurat zdążę na autobus, bo następny dopiero mam za trzy godziny, więc nie ma sensu tyle czekać. Ubrałam się odpowiednio i poszłam na przystanek. Całe szczęście nie spotkałam po drodze szefa, bo by mi znowu gadał jakieś głupoty.
Siedziałam tak chwilę, gdy nagle podjechało czarne audi. Nic sobie z tego nie robiłam dopóki szyba się nie uchyliła a ja nie ujrzałam Petera. No po prostu świetnie. A myślałam, że gorzej być nie może. Myliłam się. Zawsze może być gorzej.
-Podwieźć cię? - Uśmiechnął się czarująco, a mi ponownie przypomniały się chwile sprzed kilku dni. Nie wiem dlaczego, ale poczułam coś dziwnego w środku. Z jednej strony chciałam mu odmówić, bo po prostu jest wnerwiający, a z drugiej coś mnie ciągnęło do niego. Nie myślałam nigdy, że znajdę się w takiej sytuacji.
-Dzięki, zaraz mam autobus. - Starałam się brzmieć pewnie, ale chyba do końca mi nie wyszło.
-Oj chodź, i tak jadę do ciebie teraz, bo twój brat zostawił w moim samochodzie telefon.
-Możesz mi go dać to nie będziesz musiał specjalnie jechać. - Próbowałam być nieugięta, ale czułam, że dłużej już nie wytrzymam. Co on w sobie ma, że tak na mnie działa?
-Mógłbym, ale czuję się bardzo odpowiedzialny za jego telefon, a ty słyszałem, że masz tendencję do ich niszczenia, więc to by było nierozsądne z mojej strony. - Zrobiłam się lekko czerwona przypominając sobie sytuację z Kuusamo, jednak to było raczej z wściekłości niż zawstydzenia. - No chodź. - Zachęcił mnie po raz kolejny, a ja już nie stawiałam oporów i zajęłam miejsce obok niego. - Skąd masz takie piękne kwiatki? - Zerknął w moją stronę. Spojrzałam na bukiet ślicznych róż i wpadł mi do głowy świetny pomysł.
-Od chłopaka. - Odpowiedziałam, a po chwili zdałam sobie sprawę z jednej rzeczy. Czy ja chciałam, żeby był zazdrosny? To niemożliwe. Ostatnio w ogóle nie kontroluję tego, co mówię i robię. To okropne.
-Mmmm... Od chłopaka. - Powtórzył po mnie. - Może być i tak. - Mruknął jakby do siebie i uśmiechnął się pod nosem.

sobota, 21 kwietnia 2018

Rozdział XIX

-Wyluzuj. Nic się takiego nie stało. - Próbował mnie uspokoić. Myśli, że tak łatwo mu ze mną pójdzie. Oj braciszku, nie tym razem. Nie znasz jeszcze moich możliwości. Zapewniam cię, że wyciągnę z ciebie prawdę.
-Może i nic się takiego nie stało, ale wyjaśnij mi czemu mnie okłamałeś. Musi być ku temu jakiś powód. - Punkt pierwszy z mojej listy. Spróbuj na spokojnie porozmawiać.
-Ile razy mam ci powtarzać, że nie ma żadnego powodu? - Wstał gwałtownie z krzesła. - Poza tym przestań się interesować moim życiem! Ciągle tylko prawisz mi pogadanki jakbyś była moją matką! Mam tego dość! Jak chcesz się pobawić w niańkę to znajdź sobie faceta, który ci zrobi dziecko! - Patrzyłam na niego zaszklonymi oczami nie mogąc uwierzyć, że był w stanie tak do mnie powiedzieć. Wiedziałam, że nie chciał mnie zranić. Żałował, że się nie ugryzł w język. Widać to było po jego minie. Patrzyliśmy tak na siebie przez dłuższą chwilę. Żadne z nas nie przerywało trwającej ciszy. - Przepraszam. - Wyszeptał prawie niesłyszalnie. Po chwili zastanowienia postanowiłam rzucić jego słowa w niepamięć w końcu są ważniejsze sprawy na głowie niż obrażanie się o takie głupoty.
-Posłuchaj. - Westchnęłam. - Widzę, że masz jakiś problem, bo normalnie się tak nie zachowujesz. Zaufaj mi. Ja chcę ci naprawdę pomóc. Niech będzie jak kiedyś, gdy mówiliśmy sobie wszystko i kryliśmy się wzajemnie przed rodzicami. - Złapałam go za rękę. Chciałam, żeby ponownie zajął miejsce naprzeciwko mnie, ale tego nie zrobił.
-Tak było dopóki nie wyprowadziłaś się z domu. - Mruknął ledwie słyszalnie.
-A więc o to ci chodzi. - Dostałam nagłego olśnienia. Czyżbym rozgryzła tajemnicę? Jego twarz nie zdradzała zbyt wiele, jedynie oczy wskazywały, że jest coś jeszcze. Martwiło mnie to trochę.
-Poniekąd. Wiesz jak się czułem gdy nagle dowiedziałem się od rodziców, że się wyprowadzasz? Od rodziców. Rozumiesz? - Zrobił chwilę przerwy, żeby dać mi trochę do myślenia. - Ty, osoba przed którą nie miałem tajemnic, nie powiedziałaś mi o tak ważnej sprawie. - Nie spodziewałam się, że ta jedna rzecz, którą normalnie uznałabym za błahostkę będzie miała taki duży wpływ na Anze i tak go zrani. Zawsze sądziłam, że dzięki wyprowadzce bardziej się usamodzielnię i poznam życie trochę z innej strony.
-Anze? - Przeniósł swój wzrok z podłogi na mnie. - Czemu mi wcześniej nie powiedziałeś? - Wstałam, aby choć trochę spróbować się zrównać z nim wzrostem.
-A co byś z tym zrobiła? Zrezygnowałabyś z przeprowadzki? Wzięłabyś mnie ze sobą? Wiesz, że to było wtedy niemożliwe.
-Nie wiem co bym wtedy zrobiła, ale na pewno bym coś wymyśliła. - Przytuliłam chłopaka, co odwzajemnił. Czułam jeszcze jak był delikatnie spięty. Coś mi tu nie grało. Mam wrażenie, że jest jeszcze coś, co ukrywa. - Jest jeszcze coś, co chciałbyś mi powiedzieć? - Bardziej stwierdziłam niż zapytałam.
-Chodź. - Złapał mnie za rękę i pokierował mnie do salonu. Usiadłam na kanapie i wpatrywałam się w brata, który jedyne co robił to bawił się palcami. Dałam mu chwilę czasu i czekałam aż zacznie mówić. - Zanim ci powiem to musisz mi obiecać, że nikomu nie powiesz. - Odwrócił się w końcu w moją stronę i popatrzył na mnie takim spojrzeniem, żebym zrozumiała powagę sprawy. Najgorsze jest to, że widząc do z taką miną wpadam w coraz większy niepokój.
-Obiecuję. - Uniosłam dwa palce mojej ręki w górę.
-To, co powiem może być dla ciebie lekkim zaskoczeniem i nie zachowuj się tak jak zawsze, gdy dowiadujesz się czegoś nowego. - Zrobił jakąś dziwną minę. Czy on niby naśladuje mnie? Przecież ja tak nie robię. Cóż, najwyraźniej wraca mu humor.
-Mów, zrozumiem wszystko.
-A więc... Zaręczyłem się. - Zapadła cisza. Otworzyłam szeroko oczy i skanowałam krok po kroku jego twarz szukając oznaki, która świadczyła by o żarcie. Takowej nie znalazłam. Dopiero po chwili zaczął dochodzić do mnie sens wypowiedzianych przez niego słów. - Proszę, nie patrz tak na mnie.
-Ale jakim cudem? Przecież nawet nie mówiłeś nic o tym, że masz dziewczynę taką na poważnie a tu wyskakujesz z narzeczoną. - Mój brat to taki typ człowieka, którego wszystkie związki kończyły się po jakimś tygodniu albo jeszcze wcześniej. Nigdy tego nie mogłam zrozumieć. Może teraz w końcu się ustatkował.
-Tak jakoś samo wyszło. - Wzruszył ramionami.
-Długo jesteście razem? - Oparłam się łokciem o oparcie kanapy i patrzyłam na Anze, który uśmiechał się pod nosem.
-Rok.
-I mi nie powiedziałeś? - Rzuciłam w niego poduszką i zaczęłam się śmiać. Na początku trochę było mi przykro, że mi wcześniej nie powiedział, ale najwyraźniej miał ku temu jakieś powody.
-Miałem to zrobić, ale dopiero za miesiąc. - Po chwili spoważniał, jakby powiedział coś, czego nie powinien.
-Czemu akurat za miesiąc? Co wtedy będzie? - Przymrużyłam oczy oczekując odpowiedzi.
-Nosz kurde. - Zacisnął pięści. - Miałem nikomu nie mówić, a ty zapewne teraz nie odpuścisz. - Westchnął. - Za miesiąc zostanę ojcem. - Zakrztusiłam się, gdy usłyszałam jego słowa. Tak jak po tym, jak powiedział mi, że ma narzeczoną byłam zaskoczona, tak teraz jestem w kompletnym szoku i nie wiem co powiedzieć. Mój brat przecież jeszcze niedawno był takim maluśkim chłopcem, a teraz sam będzie miał dziecko. Nie mogę w to kompletnie uwierzyć. Jak on w ogóle sobie z tym poradzi, skoro na każdym praktycznie kroku udowadnia jak bardzo jest dorosły, oczywiście z sarkazmem.
-Wiesz, że to poważna sprawa? Musisz stać się odpowiedzialny i... - Przerwałam, gdy zobaczyłam jego minę, która wręcz mi mówiła, że nie muszę mówić takich oczywistych rzeczy. - Nie patrz tak na mnie. Doskonale pamiętam jak w Kuusamo sobie poszedłeś na randkę. - Wywrócił oczami i oparł się bardziej o kanapę.
-To nie była randka tylko przyjacielskie wyjście.
-Posłuchaj, jestem twoją starszą siostrą, może nie dużo, ale jednak i czuję się w pewnym sensie za ciebie odpowiedzialna. Wiedz, że dopilnuję, abyś przestał latać z kwiatka na kwiatek i odpowiednio zaopiekował się dzieckiem i...
-Sofią. Wiedziałem, że tak będzie jak ci powiem. Tak trudno ci uwierzyć, że w końcu zrozumiałem wiele rzeczy? Ja naprawdę chcę, żeby wszystko ułożyło się jak najlepiej. - Powiedzmy, że uspokoił mnie trochę tymi słowami.
-W takim razie zapoznaj nas przy najbliższej okazji, a teraz leć do siebie. Musisz się wyspać na jutro.

wtorek, 27 marca 2018

Rozdział XVIII

-Możesz się tak na mnie nie gapić? - Od dłuższego czasu opatrywałam twarz Peterowi, żeby nie miał tak dużej opuchlizny a on bezkarnie patrzył na mnie, co bardzo mnie dekoncentrowało. Starałam się nie zwracać na to uwagi, ale w końcu nie wytrzymałam i po prostu musiałam mu coś powiedzieć.
-To gdzie mam niby patrzeć, skoro jedynym w miarę ciekawym obiektem w zasięgu mojego wzroku jesteś ty? - Fajnie, że mówi o mnie jak o rzeczy. Naprawdę miłe uczucie. Ugryzłam się w język, chyba po raz pierwszy w życiu, żeby uniknąć powiedzenia czegoś, czego mogę żałować, w końcu obiecałam Anze, że nie będę wchodzić w konflikty.
Prevc nie posłuchał mojej sugestii na temat tego, żeby przestał się na mnie patrzeć, więc jak zwykle musiałam wziąć sprawy w swoje ręce. Sięgnęłam do apteczki i wyciągnęłam bandaż, którym miałam zamiar zawiązać mu oczy, ale niestety mi w tym przeszkodził.
-Co ty wyprawiasz? - Wyrwał mi z ręki opatrunek i rzucił gdzieś za siebie. No tak, bo oczywiście później przylecą magiczne elfy i to posprzątają.
-A nie widzisz? Staram się, żeby zatrzeć ślady tej bezsensownej bójki, abyś nie miał przerąbane u trenera, ale ty najwyraźniej to lubisz, bo tylko mi wszystko utrudniasz i zaraz stracę cierpliwość, i wylecisz stąd na kopach! - Mówiłam coraz głośniej.
-Spokojnie, spokojnie. Myślałem, że to jest twoja zdenerwowana wersja, ale skoro mówisz, że może być jeszcze gorzej... - Zmroziłam go wzrokiem, na co od razu się przymknął i uniósł ręce w geście obrony. - Dobra,  dobra, już nic nie mówię. - Powiedzmy, że okażę swoją dobroć i dam mu tą ostatnią szansę.
-Jak w ogóle się tu znalazłeś? W sensie dopiero byłeś w klubie, a potem nagle... - Zaczęłam po dłuższej chwili ciszy.
-Jeżeli myślisz, że pozwoliłbym ci wracać samej po ciemku to jesteś w błędzie. - Wstał momentalnie z krzesła przez co wypadł mi lód z ręki. Czy ja dobrze słyszałam co on powiedział, a może z powodu zmęczenia mało co kontaktuję i wymyślam jakieś niestworzone brednie?
-Dobrze słyszę? - Powiedziałam bardziej do siebie, ale chłopak jednak to usłyszał i pokiwał twierdząco głową. Stał tak blisko mnie. Może dzieliło nas jakieś dziesięć centymetrów. Czułam doskonale jego równomierny oddech przez który przez moje ciało zaczęły przechodzić ciarki. Byłam od niego niższa, więc dopiero po chwili odważyłam się przenieść swój wzrok z jego ust na oczy, w których po prostu utonęłam. Już podczas naszego pierwszego spotkania przykuły moją uwagę, ale teraz wydawały się jeszcze piękniejsze.
-Za dużo niebezpieczeństw czeka na taką piękną kobietę. - Patrzył mi prosto w oczy i uśmiechał się przesłodko. Złapał moją prawą dłoń, przez co poczułam przyjemny dreszcz i powoli uniósł ją do góry. Musnął ją swoimi ustami nie spuszczając ze mnie wzroku. Stałam jak zaczarowana. Nie wiedziałam do końca co się ze mną dzieje. Normalnie bym wzięła do ręki coś, co bym znalazła pod ręką i walnęłabym go w łeb, ale teraz...
Czar prysł równo z dzwonkiem mojego telefonu. Odskoczyłam od chłopaka delikatnie przestraszona zaistniałą sytuacją. Spojrzałam na torebkę leżąca na stole, a potem znów na niego.
-Odbiorę. - Szepnęłam i podeszłam do torebki, w której zaczęłam szukać urządzenia. Długo mi to nie zajęło i już po chwili mogłam usłyszeć znajomy głos. - Cześć Gregor. - Spojrzałam na Petera, który słysząc moje słowa momentalnie zacisnął szczękę, co było bardzo dziwne. - Zaraz wrócę. - Szepnęłam i udałam się do sąsiedniego pomieszczenia.
-Mam nadzieję, że cię nie obudziłem. - Zaczął od razu.
-Nie wiem czy w ogóle będę w stanie dziś zasnąć. - Mruknęłam pod nosem.
-Jak to?
-Problemy z byłym. - Zakończyłam szybko. - Nie rozmawiajmy o tym. Lepiej powiedz co u ciebie? - Nasza pogawędka długo nie trwała, ale jak wróciłam już do kuchni to Petera nigdzie nie było. Może to i lepiej, dzisiejszy wieczór układał się dosyć dziwnie i nie wiadomo jakby się to wszystko mogło potoczyć. Nie mam w ogóle pojęcia dlaczego zaczęłam się tak głupio przy nim zachowywać. Normalnie jak nie ja. Pewnie to wszystko przez te jego durne tekściki na podryw, którymi poderwał większość dziewczyn, ale napewno na mnie już nie podziałają. O to mogę być spokojna.
-Coś się stało? - Z rozmyślania wyrwał mnie głos Anze, który nie wiem skąd się pojawił. Rozejrzał się przerażony po pomieszczeniu, w którym jeszcze nie zdążyłam posprzątać. Mam nadzieję, że nie pomyśli, że nie doceniam jego dzisiejszego wysiłku w ogarnięciu tego wszystkiego.
-Idiota Andreas pobił się z idiotą Prevcem. - Już słyszałam to głośne "co?", które by się zaraz wydostało z ust Anze. - Spokojnie, nikt nie zginął.
-Co tu robił Andreas?
-Przyszedł żebym mu wybaczyła. - Powiedziałam z kpiną i usiadłam przy stole. - Masz w ogóle pojęcie? Po tym wszystkim co mi zrobił pojawia się i prosi o wybaczenie. Do tej pory było go stać jedynie na przeprosiny w postaci smsa.
-Ale mu chyba nie wybaczyłaś? - Usiadł naprzeciwko mnie. Szczerze, to myślałam, że mój brat trochę lepiej mnie zna.
-Oszalałeś? Po tym wszystkim? Mowy nie ma! - Walnęłam ręką w stół na podkreślenie moich słów.
-Mądra siostra. - Pogłaskał mnie po głowie na co się uśmiechnęłam. - Czyli rozumiem, że Peterem się zajęłaś? - Skierował się w stronę lodówki. Mam już tego dość. Codzinnie to samo. Idę rano na zakupy, kupuję zapasy na kilka dni, a on wszystko zje i nawet dobrze nie wiem kiedy. Ja niedługo zbankrutuję!
-Przytyjesz. - Postanowiłam już nie robić awantury. Nie mam na to siły. - A co do Petera to trochę mu się oberwało, więc nie miałam wyjścia.
-Nie pozabijaliście się. Sukces. - Odwrócił się w moją stronę z ciastem w ręku.
-Nie było kiedy, bo zadzwonił Gregor, a ten nawet nie wiem kiedy poszedł. - Nie usłyszałam przez chwilę odpowiedzi, więc odwróciłam się w jego stronę. Miał minę jakbym mu coś zrobiła. Szybko podszedł do mnie, przez co się trochę wystraszyłam.
-Ty wcale o mnie nie myślisz. - Oho, wyczuwam pretensje. - Chcesz, żebym się w końcu dorobił? To nie zadawaj się z tym całym Gregorem. - Jego imię zaakcentował w tak zabawny sposób, że uśmiech ponownie pojawił się na jego twarzy.
-Dorobił. - Prychnęłam. - Dobre. Musimy jeszcze wyjaśnić kwestię twojego mieszkania u mnie. - Zrobiłam poważną minę dla zwiększenia powagi sytuacji.

niedziela, 11 marca 2018

Rozdział XVII

-Dawno się nie widzieliśmy. - Nie wiedziałam, czy mówi to tak po prostu, bo się stęsknił, czy może z kpiną. Jedno jest jednak pewnie. Jego obecność tu z pewnością nic dobrego nie zapowiada.
-Nie było takiej potrzeby. - Westchnęłam obojętnie i chciałam go wyminąć, jednak mi na to nie pozwolił, bo złapał mnie za nadgarstek.
-Ja tak nie uważam. - Patrzył mi prosto w oczy, przez co byłam jak w transie, bo wszystkie wspomnienia zaczęły wracać.
-Puść mnie. - Szepnęłam. Nie byłam w stanie wykonać żadnego gwałtownego ruchu.
-Porozmawiaj najpierw ze mną. - Rozluźnił delikatnie uścisk dłoni, dzięki czemu poczułam lekką ulgę i mogłam sobie pozwolić na zrobienie kroku w tył.
-Cały czas rozmawiamy. - Skrzyżowałam ręce i odwróciłam wzrok, aby nie patrzeć na niego. - Jak mnie tu w ogóle znalazłeś?
-Miłość nie zna granic. - Prychnęłam. - Nie śmiej się. Ja cię kocham. Zawsze cię kochałem i nadal będę. Nic tego nie zmieni. - Założył kosmyk moich włosów za ucho i delikatnie się pochylił nade mną w wiadomym celu. Oczywiście nie pozwoliłam mu na to. Na pewno nie po tym, co mi zrobił.
-Jak byłeś z tamtą to też mnie kochałeś? - W kącikach moich oczu zaczęły zbierać się łzy, które jednak szybko otarłam.
-Byłem pijany. Nie wiedziałem co robię. - Złapał mnie za rękę, ale szybko ją strząsnęłam.
-Czyli jakbym to ja zdradziła ciebie będąc pod wpływem alkoholu to byś mi wybaczył?
-To co innego. Ty jesteś kobietą. - W ten oto sposób ze smutnej zmieniłam się w zdenerwowaną osobę. Myślałam, że zaraz wybuchnę ze złości.
-A co to ma za znaczenie?! Jest dwudziesty pierwszy wiek! Kobiety powinny mieć takie same prawa jak mężczyźni! Poza tym powiedziałeś, że byłeś pijany i nie wiedziałeś co robisz! Gówno prawda! Zapomniałeś już jak wyjechałeś sobie z nią na Majorkę?! Podczas całego naszego związku nigdzie mnie nie zabrałeś. A może ona była twoją prawdziwą dziewczyną? - Nerwy wzięły nade mną górę i cała zaczęłam się trząść. Czułam jakby cały zły koszmar powrócił.
-Teraz albo nigdy. - Szepnął jakby do siebie, a następnie wziął głęboki wdech i spojrzał w moje oczy. - Posłuchaj. - Położył swoje dłonie na moich ramionach. - Przeżywałem wtedy trudny czas. Potrzebowałem jakiejś odskoczni od tych wszystkich problemów.
-Aha, czyli ja byłam dla ciebie tylko problemem. Fajnie wiedzieć.
-Nie mów tak. Ja cię kochałem, kocham i nadal będę kochał. Nic tego nie zmieni. Proszę cię, daj mi szansę, abym naprawił ten błąd. - Nie mogłam już dłużej wysłuchiwać jego wypowiedzi. Nie mogłam pozwolić, aby znów rozbudził we mnie uczucia, które kiedyś we mnie buzowały, a przez które tyle wycierpiałam. Nie mogłam.
-Muszę iść. - Wyminęłam go i chciałam iść w stronę domu, ale on nie odpuszczał i postanowił dotrzymywać mi kroku.
-Nie uciekaj. Dobrze wiem, że nadal coś do mnie czujesz. - Odwrócił mnie w swoją stronę. - Nie bój się tego przyznać. - Patrzyłam na niego jak zahipnotyzowana. To nie był już ten sam Andreas, którego znałam. Zmienił się. Był taki pewny siebie. Miałam wrażenie, że ani trochę nie żałuje tego, jak mnie skrzywdził. Był najwyraźniej przekonany, że wróci tak po prostu, powie jakąś regułkę, której się wcześniej wyuczył, a ja wpadnę mu w ramiona. Może kiedyś bym tak zrobiła, ale na pewno nie teraz. Nie mam zamiaru ponownie wchodzić w relację z kimś, kto się tak zachowuje.
-Zostaw ją! - Usłyszałam znajomy głos, ale byłam w takim transie, że nie mogłam rozpoznać kto to. Jedyne co do mnie docierało to jakaś wymiana zdań dwóch osób. Ocknęłam się dopiero, gdy zdałam sobie sprawę, że to przecież Andreas i Peter. Zaczęłam się jedynie zastanawiać co ten drugi tu robi, przecież dopiero był z chłopakami w klubie. Moje rozmyślania zostały przerwane w momencie, gdy mój były uderzył Prevca, co rozpętało prawdziwą bójkę. Nie wiedziałam kompletnie jak ich rozdzielić. Bałam się podejść bliżej, żeby przypadkiem nie oberwać.
-STOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOP!!! - Popatrzyli na mnie jak na wariatkę, ale ważne, że podziałało i przestali się bić. - Uspokójcie się! Zachowujecie się jak dzieci! - Popatrzyłam na nich karcąco. - Andreas, myślę, że lepiej będzie jak już sobie pójdziesz.
-Całkowicie się z tobą zgadzam. - Zmierzył Prevca morderczym wzrokiem i udał się w znanym tylko sobie kierunku.
-Co on tu robił? - Zapytał Peter, a mnie na samą myśl o opowiadaniu wszystkiego było niedobrze.
-Eh, długa historia. Może kiedyś... - Popatrzyłam na drobne obrażenia na twarzy chłopaka i delikatnie się skrzywiłam, na co pokręcił tylko głową. - Muszę to opatrzyć. - Złapałam nieświadomie dłoń chłopaka. Poczułam momentalnie przyjemny dreszcz przechodzący przez moje ciało. Popatrzyłam na nasze splecione dłonie i stałam tak przez chwilę w bezruchu. Zdałam sobie sprawę jak to musiało głupio wyglądać z mojej strony. Zerknęłam na chłopaka, który uważnie mi się przypatrywał z lekko uchylonymi ustami jakby chciał coś powiedzieć. Nagle jak oparzona wyrwałam swoją dłoń i schowałam ją do kieszeni. - Po prostu chodź. - Dalsza droga minęła nam w ciszy. Żadne z nas się nie odzywało. W sumie mogłabym, ale co miałabym niby powiedzieć? Że cieszę się, że przegonił Andreasa? Albo, że fajnie, że znowu go spotykam w najmniej spodziewanym momencie? Przecież to niedorzeczne. Ja go nawet nie lubię. - Usiądź sobie. Zaraz powinnam znaleźć apteczkę.
-Naprawdę nie musisz. To nic poważnego.
-Aha. Nic poważnego. - Powiedziałam z sarkazmem. - A ciekawa ja jestem, co Goran powie na te sińce. - To nie tak, że się martwię o Petera, po prostu nie chcę, żeby miał przeze mnie kłopoty.
-Nic. A co ma powiedzieć? To nie jego sprawa. - Wzruszył ramionami, a ja podeszłam bliżej z apteczką w ręku. Normalnie czuję się jak jakaś pani doktor. - To jest konieczne? - Popatrzył niepewnie w moją stronę, a ja pokręciłam twierdząco głową. - Ale nie będzie bolało? - Zapytał siadając na krześle.
-Kurde, Peter, dorośnij w końcu.