czwartek, 5 lipca 2018

Rozdział XX

Jest poniedziałek. Godzina szósta, a mój budzik daje o sobie znać. Tak to ten jakże piękny dzień, w którym po tygodniowym odpoczynku wracam do pracy. Dlaczego nie poszłam wczoraj wcześniej spać? A no tak. Zapomniałabym. Bo mój głupi brat wydzwaniał do mnie ze swoimi koleżkami. Dzisiaj wraca z Norwegii. Mam nadzieję, że zdążył się zamienić w bałwana.
Wstałam szybko z łóżka i poszłam do łazienki, żeby się w miarę ogarnąć. Ubrałam się i delikatnie pomalowałam, a następnie zeszłam do kuchni przyrządzić sobie jakieś śniadanie. Nim się obejrzałam a musiałam już wyjeżdżać do pracy. Założyłam płaszcz i kozaki, które się tak ślizgają, że dziwię się, że do tej pory się w nich nie wywaliłam.
Wsiadłam do mojego kochanego samochodu, zapięłam pasy i chciałam odpalić silnik, ale w zamian słyszałam tylko dziwne warczenie. Spróbowałam jeszcze kilka razy, ale nic z tego. Ciągle to samo.
-No dalej. Nie możesz mnie zawieść. Nie dzisiaj. - Powiedziałam pod nosem, chociaż i tak moja nadzieja pomału zaczęła wygasać. Zerknęłam na telefon w celu sprawdzenia godziny i zdałam sobie sprawę, że jak się pospieszę do zdążę jeszcze na autobus.
Po półgodzinnej drodze dotarłam w końcu do pracy z dziesięciominutowym spóźnieniem. Cóż, może nikt nie zauważy. Moje nadzieje rozwiał głośny pisk mojej koleżanki.
-Patricia! - Musiałam się powstrzymać aby nie zatkać uszów. - Dawno się nie widziałyśmy. - Przytuliła mnie na przywitanie.
-Faktycznie, będzie już z jakieś dwa miesiące. - Wszystko przez to, że najpierw ona pojechała  zdawać relacje z jakiś zawodów, ale nie pamiętam dokładnie dyscypliny, a potem ja jeździłam po konkursach pucharu świata w skokach narciarskich. Ostatni tydzień chorowałam, więc też się nie widziałyśmy. Ogólnie rzecz biorąc jakoś tak wyszło, że ciągle się mijałyśmy. - Oj będzie o czym plotkować. - Zaśmiałyśmy się i jak na zawołanie zza rogu wyłonił się szef. Podszedł do nas z poważną miną, co lekko mnie przeraziło.
-Teraz wychodzę, ale jak wrócę to wpadnij do mnie do gabinetu. - Spojrzałam na Veronicę, która miała tak samo zmartwioną minę jak ja. - A i jeszcze jedno. Na biurku zostawiłem ci rozpiskę zadań na dziś. Jak skończysz jesteś wolna. - Pokiwałam tylko głową, a on jak szybko się pojawił tak i zniknął.
-Uuu, nie za ciekawie to brzmiało. - Skrzywiła się dziewczyna i pomachała ręką.
-Może nie będzie tak źle. - Wzruszyłam obojętnie ramionami, ale w środku się stresowałam. - Spotkamy się potem na przerwie?
-Wiesz - zaczęła niepewnie - jestem już umówiona. Z Aleksandrem. - Dodała, gdy zobaczyła moją wyczekującą minę.
-No, w końcu się udało. Gratulacje. - Uściskałam dziewczynę.
-Na razie to tylko przyjacielski obiad, ale lepsze to niż nic.
-Na pewno to się jakoś ułoży. Trzymam za was kciuki, a teraz wybacz, muszę już lecieć do biura, bo w końcu naprawdę będę miała przechlapane. - Pożegnałyśmy się buziakiem w policzek i poszłam do swojego miejsca pracy.
Otworzyłam drzwi i dostrzegłam, że wszystko stoi na swoim miejscu, dokładnie tak, jak zostawiłam. Podeszłam do biurka, na którym powinna być kartka z moimi zadaniami na dziś. Wzięłam ją do ręki i przeczytałam, że mam tylko przetłumaczyć wywiady, które mam na poczcie i wrzucić je na stronę. Myślałam, że po takiej długiej nieobecności uzbiera się tego więcej, ale całe szczęście wyrobię się z tym szybciutko i będę mogła wcześniej wyjść.
Po dwóch godzinach mojej pracy dostałam telefon z informacją, że szef wrócił i chce się ze mną widzieć. Przed wyjściem napiłam się jeszcze szklanki zimnej wody, bo nagle zrobiło mi się strasznie gorąco.
-Dzień dobry. - Powiedziałam niepewnie, gdy weszłam już do gabinetu. - Szef chciał się ze mną widzieć.
-Tak, mam pewną propozycję. Usiądź. - Wskazał dłonią na fotel znajdujący się naprzeciwko niego, a ja posłusznie zajęłam miejsce. - Wyzdrowiała już pani?
-No tak. - Odpowiedziałam niepewnie. On mnie na pewno wyleje za te moje ostatnie zwolnienia.
-Na pewno? - Zmarszczyłam delikatnie brwi nie rozumiejąc do czego zmierza ta rozmowa.
-Tak, gdybym była chora to bym nie przyszła, żeby pana nie zarazić. - A tak szczerze to przydałoby mu się wziąć trochę wolnego. Czasami bywa irytujący.
-W takim razie nie będziesz miała nic przeciwko jak Emma przejmie twoje obowiązki, a ty zamiast niej będziesz jeździć po konkursach Pucharu Świata w skokach narciarskich? Ostatnio bardzo dobrze się spisałaś. Byłaś chora a mimo to dałaś radę napisać świetny reportaż. To jak będzie? - Zapadła cisza, a ja słowo po słowie zaczęłam interpretować w głowie. Siedziałam już tak chwilę i muszę przyznać, że doznałam zaćmienia umysłowego, bo nie mogłam zrozumieć do końca co on powiedział. - A więc?
-Zgoda. - Powiedziałam bez zastanowienia.
-W takim razie jedzie pani w czwartek do Engelbergu. - Uśmiechnęłam się delikatnie.
-To wszystko? - Pokiwał twierdząco głową, więc ruszyłam w stronę wyjścia. Zatrzymałam się w połowie drogi, bo nagle mi coś zaświtało w głowie. Otóż, Anze mi co wspominał kiedyś o tej miejscowości i... o nie! - Czy to przypadkiem nie ma związku ze skokami narciarskimi? - Zwróciłam się w jego stronę.
-A o czym ja mówiłem? Nie słuchała mnie pani. - Westchnął. - Chodziło mi o to, żeby pani do końca tego sezonu jeździła na skoki narciarskie i robiła reportaże. Takie same jak ostatnim razem.
-I ja się na to zgodziłam? - Pokiwał głową i spojrzał na mnie jak na idiotkę. - O kur... czaczek. - Dokończyłam, gdy zobaczyłam karcącą minę. - Nie ma opcji. Wycofuję się. Może być wszystko, tylko nie to.
-W takim razie ja mówię, że albo pani przyjmuje moją propozycję, albo może pani sobie szukać innej pracy.
-Palant. - Wyszłam trzaskając drzwiami. Nie mogłam lepiej zacząć tego tygodnia. Po prostu świetnie. Teraz będę miała zmarnowane jakieś trzy miesiące. Nie mogłam lepiej trafić. Przecież ja tam zwariuję i zamkną mnie w psychiatryku.
Otworzyłam drzwi do mojego gabinetu i pierwsze co mi się rzuciło w oczy to był bukiet ślicznych czerwonych róż leżący na moim biurku. Podeszłam bliżej, żeby poszukać jakiegoś liścika, ale nic nie było. Może ktoś się pomylił i zostawił je u mnie. Ja nawet nie pamiętam kiedy ostatnio dostałam kwiaty. Chyba w szkole na dzień kobiet.
Stwierdziłam, że zostało mi na prawdę mało pracy, więc na spokojnie mogę to skończyć w domu. Akurat zdążę na autobus, bo następny dopiero mam za trzy godziny, więc nie ma sensu tyle czekać. Ubrałam się odpowiednio i poszłam na przystanek. Całe szczęście nie spotkałam po drodze szefa, bo by mi znowu gadał jakieś głupoty.
Siedziałam tak chwilę, gdy nagle podjechało czarne audi. Nic sobie z tego nie robiłam dopóki szyba się nie uchyliła a ja nie ujrzałam Petera. No po prostu świetnie. A myślałam, że gorzej być nie może. Myliłam się. Zawsze może być gorzej.
-Podwieźć cię? - Uśmiechnął się czarująco, a mi ponownie przypomniały się chwile sprzed kilku dni. Nie wiem dlaczego, ale poczułam coś dziwnego w środku. Z jednej strony chciałam mu odmówić, bo po prostu jest wnerwiający, a z drugiej coś mnie ciągnęło do niego. Nie myślałam nigdy, że znajdę się w takiej sytuacji.
-Dzięki, zaraz mam autobus. - Starałam się brzmieć pewnie, ale chyba do końca mi nie wyszło.
-Oj chodź, i tak jadę do ciebie teraz, bo twój brat zostawił w moim samochodzie telefon.
-Możesz mi go dać to nie będziesz musiał specjalnie jechać. - Próbowałam być nieugięta, ale czułam, że dłużej już nie wytrzymam. Co on w sobie ma, że tak na mnie działa?
-Mógłbym, ale czuję się bardzo odpowiedzialny za jego telefon, a ty słyszałem, że masz tendencję do ich niszczenia, więc to by było nierozsądne z mojej strony. - Zrobiłam się lekko czerwona przypominając sobie sytuację z Kuusamo, jednak to było raczej z wściekłości niż zawstydzenia. - No chodź. - Zachęcił mnie po raz kolejny, a ja już nie stawiałam oporów i zajęłam miejsce obok niego. - Skąd masz takie piękne kwiatki? - Zerknął w moją stronę. Spojrzałam na bukiet ślicznych róż i wpadł mi do głowy świetny pomysł.
-Od chłopaka. - Odpowiedziałam, a po chwili zdałam sobie sprawę z jednej rzeczy. Czy ja chciałam, żeby był zazdrosny? To niemożliwe. Ostatnio w ogóle nie kontroluję tego, co mówię i robię. To okropne.
-Mmmm... Od chłopaka. - Powtórzył po mnie. - Może być i tak. - Mruknął jakby do siebie i uśmiechnął się pod nosem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz