sobota, 18 listopada 2017

Rozdział IV

(Peter)
Dzisiejsza sytuacja najwyraźniej miała być dla mnie nauczką, żeby następnym razem nie wylewać na nikogo kawy, ale szczerze mówiąc to bardziej mnie rozśmieszyła. Swoją drogą kto by pomyślał, że taka cicha i spokojna dziewczyna jest taka mściwa. Dobra, może nie taka cicha i spokojna, w końcu przy pierwszym spotkaniu strasznie na mnie nawrzeszczała, ale mimo wszystko nie wygląda na taką.
Wróciłem do mojego hotelowego pokoju w celu odświeżenia się po jakże udanych kwalifikacjach, a raczej w moim przypadku po skoku treningowym, ponieważ skromnie mówiąc w ostatnim sezonie zgarnąłem kryształową kulę i na pierwsze zawody w tym roku miałem pewną kwalifikację.
Zdjąłem moją koszulkę i podszedłem do mojej walizki, z której miałem zamiar wyciągnąć ubrania na przebranie, ale jak się okazało one też ucierpiały w działaniach siostry Laniska. Teraz to już się nieco zdenerwowałem, ale po chwili przypomniałem sobie, że przecież mój kochany braciszek pewnie też brał w tym wszystkim udział, więc teraz powinien mi pożyczyć trochę ubrań. Niech sobie nie myśli, że będę pół tygodnia chodził w jednym. Nie mam zamiaru, żeby ludzie mnie unikali. Wyszedłem z mojego pokoju, aby skierować się do Domena. Zazwyczaj wchodziłem bez pukania, ale tym razem postanowiłem to uczynić, w końcu by się wkurzył i mi nic nie pożyczył.
-Pożycz jakąś bluzkę. - Tak, wiem, bardzo przekonujące.
-Masz swoje. - Wzruszył ramionami i podszedł do szafy, w której zaczął czegoś szukać. Cały Domen, chyba jako jedyny zawsze się dokładnie rozpakowuje. Wszyscy w tym również ja zawsze wyjmują z walizki to, co w danej chwili jest potrzebne. Na kilka dni się nie opłaca wszystkiego dokładnie rozpakowywać.
-Dobrze wiesz, co się stało z moimi ubraniami. -  Powiedziałem podirytowany. Co on bawi się w dziewczynę i może będzie udawał głupiego? A no tak on już jest głupi.
-Nie, nic nie wiem. - Powiedział z wyczuwalnym sarkazmem. Po chwili rzucił we mnie bluzką, która wylądowała na mojej twarzy. Miło z jego strony, naprawdę. (-,-)
-Ta, nic a nic. - Próbowałem go naśladować. - Dzięki. - Wskazałem na koszulkę i wyszedłem z pokoju.
(Patricia)
Gdy tylko przekroczyłam próg hotelu i załapało mi wifi, mój telefon oszalał. I to dosłownie. Zaczęły przychodzić mi jakieś powiadomienia. Nie miałam pojęcia co jest grane. Postanowiłam to sprawdzić jak tylko dojdę do mojego pokoju.
Ściągnęłam kurtkę, czapkę oraz buty i od razu rzuciłam się na łóżko. Ile bym dała, żeby mieć takie w domu...
Wyjęłam z kieszeni telefon, by po chwili wejść na Instagrama. Po tym co tam zobaczyłam zamarłam. Zaczęło mnie obserwować multum nowych ludzi, których kompletnie nie znałam, a także pojawiło się bardzo dużo serduszek pod moimi postami.
Nie przychodziło mi do głowy żadne racjonalne wytłumaczenie tego. Po chwili jednak przypomniało mi się, że przecież mój telefon miał w swoich łapach pewien idiota o imieniu Peter. Szybko odtworzyłam mój profil i ujrzałam jego selfie, do którego dodał opis: "Kotku, zostawiłaś coś u mnie ❤️❤️❤️". Głupek oczywiście się oznaczył, przez co zwrócił uwagę wielu ludzi. Teraz to mu nie daruję.
Czerwona ze złości wybiegłam z pokoju jak błyskawica w celu skierowania się do apartamentu starszego z braci Prevc. Nie było mi to jednak dane, ponieważ na kogoś wpadłam i bym się wywaliła, gdyby ta osoba nie złapała mnie w pasie. Uniosłam wzrok i zobaczyłam Petera. Patrzył mi prosto w oczy. Mówiłam już, że jego tęczówki mają wspaniały kolor, który potrafi hipnotyzować? Spuściłam lekko wzrok i zauważyłam, że nie ma na sobie koszulki. Przygryzłam lekko wargę, po czym z powrotem spojrzałam na twarz chłopaka. Zauważyłam na niej cwany uśmieszek, który świadczył o tym, że zauważył moją gęsią skórkę.
-Możesz mnie puścić? - Zapytałam z wyczuwalną złością w głosie, na co Peter jeszcze bardziej się uśmiechnął, co mnie tylko zirytowało.
-Przecież wiem, że tego nie chcesz. - Czy on przypadkiem nie ma zawyżonej samooceny?
-Puść mnie!
-Proszę bardzo. Sama tego chciałaś. - Puścił mnie, po czym runęłam z hukiem na ziemię. Ałć! Mój tyłek!
-Debil! Nienawidzę cię! - Wykrzyczałam dalej znajdując się na podłodze.
-Czyżby? Gdyby tak było to nie pożerałabyś mnie teraz wzrokiem. - No to teraz mnie ma... Co mu mam odpowiedzieć? - No już. Wstawaj. - Wyciągnął w moją stronę dłoń, aby pomóc mi wstać. Zerknęłam na nią, a następnie rzuciłam mu wrogie spojrzenie. W mojej głowie zaczął powstawać pewien pomysł. Chwyciłam swoimi rękami dłoń Petera i pociągnęłam go za nią tak, że teraz to on leżał na podłodze, a ja stałam obok i się śmiałam z jego miny.
-Następnym razem nie wyobrażaj sobie zbyt wiele.
-Ładne zdjęcie. - Wziął do ręki mój telefon, który leżał na podłodze, co było wynikiem zderzenia z nim.
-Musiałeś to zrobić? Teraz wypisują do mnie jakieś głupoty. - Wzruszył tylko ramionami. - Oddaj ten telefon. Nie mam czasu tutaj daremnie stać. - Cudem by było gdyby mnie posłuchał... a jednak. Po chwili posłusznie oddał mi komórkę. Zaczęłam iść w stronę pokoju mojego brata, ponieważ odkąd tu przyjechałam mało z nim gadałam.
-Idziesz się braciszkowi poskarżyć? - Zapytał z kpiną. Na jego pytanie pokazałam mu tylko środkowy palec.
Weszłam do pomieszczenia, w którym powinien znajdować się Anze. Tak właśnie było. Zrobiłam kilka kroków w przód i się zatrzymałam. Ocknęłam się, że on stoi właśnie przed lustrem i stroi się jak nastolatka. Czyżby umówił się na randkę? Tylko z kim? Przecież raczej nikogo tutaj nie zna.
-O! Właśnie miałem do ciebie iść. - Zmarszczyłam brwi. - Jak wyglądam? Mogę tak iść? - Miał na sobie czarne dżinsy i granatową koszulę. Całość prezentowała się nawet nieźle, ale zmieniłabym kilka rzeczy.
-A gdzie się wybierasz? Czyżby randka? - Pstryknął palcami i się uśmiechnął.
-Czytasz mi w myślach czy co? - Przymrużył lekko oczy.
-Głuptasie, nie czytam ci w myślach. Po prostu za dobrze cię znam. Bez powodu byś się tak nie stroił. - Zrobiłam kilka kroków w tył, aby móc spojrzeć na niego z większej odległości.  - Hmm... na moje oko troszeczkę zbyt elegancko.
-Czyli co, zamiast koszuli jakąś zwykłą bluzkę założyć? - Chciał już iść w stronę swojej walizki, ale go powstrzymałam.
-Nie. Nie. Nie. Poczekaj. Tak jest dobrze. - Złapałam go za ramię.
-Boże... Dziewczyno zdecyduj się. - Zrobił krótką pauzę. - To w końcu w czym mam iść?
-W tym co teraz, tylko...
-Tylko?
-Trochę bardziej na luzie musisz być. - Podwinęłam mu rękawy, a także odpięłam dwa guziki na samej górze jego koszuli. - Tak lepiej.
-Myślisz?
-Ja nie myślę, ja to wiem.
-Dzięki siostra. - Przytulił mnie. Mimo, że często się kłócimy, to w ważnych sytuacjach, takich jak ta, pomagamy sobie wzajemnie. I to jest piękne.
-Jakie kwiaty jej kupisz? - Szepnęłam mu na ucho. Momentalnie odsunął się ode mnie i lekko się zestresował. - No nie mów, że chciałeś iść bez kwiatka.
-No w zasadzie to... - Nie dałam mu dokończyć.
-Och braciszku. Wstąp po drodze do jakieś kwiaciarni i kup jej dużą, śliczną, czerwoną różę. Ok?
-Ok.

sobota, 11 listopada 2017

Rozdział III

Właśnie sobie stoję pod skocznią w Kuusamo i czekam na Domena, z którym byłam umówiona piętnaście minut temu. Jak można być takim spóźnialskim? W dodatku jest strasznie zimno. Nogi mi chyba zaraz odpadną, a ja nie mam nawet gorącej herbatki. Nie rozumiem, jak ci wszyscy ludzie wytrzymują takie stanie na takim mrozie i podziwianie jakiś latających świrów. Ja bym z pewnością odmroziła sobie wszystkie kończyny i trafiłabym do szpitala, a mój kochany braciszek by mnie nawet nie odwiedził, bo skoki by były dla niego ważniejsze.
Za pół godziny mają zacząć się kwalifikacje, a jak Domen zaraz nie przyjdzie to nici z mojego planu. Szkoda by było, bo nie wiem czy jutro miałabym okazję go zrealizować. No, może by mi się udało jakoś. Chociaż jakby spojrzeć na moje szczęście to by nic nie wypaliło.
O nie! Jeszcze kataru dostałam. Jak się rozchoruję to...! Właśnie! Jak się rozchoruję to nie będę musiała iść jutro na konkurs! To jest myśl! Ja to jednak mam głowę.
Sięgnęłam ręką do kieszeni kurtki w poszukiwaniu chusteczek. Jak się okazało zamiast ich znalazłam rękawiczki. A mama zawsze powtarza, żebym nie zostawiała ich tam, bo potem zapomnę i nie będę mogła znaleźć gdy będą mi potrzebne. Cóż, w tym przypadku dobrze, że jej nie posłuchałam. Założyłam szybko rękawiczki na moje czerwone od zimna ręce.
-Już jestem! - Usłyszałam znajomy głos, który należał oczywiście do najbardziej spóźnialskiego chłopaka jakiego znam. No, może zaraz po moim bracie.
-Szybko coś. - Powiedziałam z sarkazmem. - Masz klucze? - Obmyśliłam sobie wcześniej plan, w którym Domen podwędzi klucze do pokoju Petera, a ja w czasie kwalifikacji pójdę tam i wszystko wypsikam damskim dezodorantem. Ja musiałam znosić zapach kawy, to on się też trochę teraz pomęczy.
-Mam, mam. - Zaczął szukać ich w kieszeni. - Sorry, że tak długo, ale Peter cały czas siedział obok swojej torby. Dopiero przed chwilą poszedł się rozgrzać. Z resztą ja powinienem robić to samo. - Podał mi klucz i chciał już iść, ale coś mu się najwyraźniej przypomniało. - A, jeszcze jedno. Anze o ciebie pytał.
-Pójdę zaraz z nim pogadać, bo w końcu pomyśli, że nie przyszłam dziś na skocznię i zrobi mi awanturę. Powodzenia w kwalifikacjach. - Posłałam w jego stronę uśmiech.
-Dzięki. Poczekaj później na mnie w domku naszej reprezentacji. Oddam tylko skok, przebiorę się i przyjdę. - Pokiwałam tylko głową na znak zgody i ruszyłam w poszukiwaniu mojego brata.
Długo nie musiałam szukać. Znalazłam go przy barierce, gdy się rozciągał. Podeszłam do niego szybkim krokiem i stuknęłam go lekko w ramię, żeby się odwrócił w moją stronę.
-Cześć. - Przywitałam się próbując udawać podekscytowanie z tego, że mogę tu być. Nie wiem czy dobra ze mnie aktorka, ale mam nadzieję, że tak. Anze najwyraźniej słuchał muzyki, bo spojrzał na mnie z uśmiechem i wyjął słuchawki z uszu.
-Hej siostra. Szukałem cię. Jak ci się tutaj podoba? - Kiwnął w moją stronę lekko głową.
-Dopiero co przyszłam, ale już mogę stwierdzić, że są tu prześliczne krajobrazy, tylko trochę zimno. - Skrzywiłam się lekko.
-E tam, dzisiaj jest wyjątkowo ciepło. - Machnął lekko ręką.
-Ciepło? Jeżeli to jest ciepło to ja nie chcę wiedzieć jak to jest gdy tu jest zimno.
-W tamtej budce możesz sobie kupić coś ciepłego do picia. - Wskazał ręką wymienione miejsce.
-Pójdę tam. Nie będę ci przeszkadzać w rozgrzewce. Pogadamy później. Dalekich skoków. - Cmoknęłam go szybko w policzek i udałam się we wskazane wcześniej przez skoczka miejsce.
Kupiwszy upragnioną herbatkę postanowiłam udać się do hotelu. Poczułam nagle uderzenie czymś twardym w plecy. Odwróciłam się momentalnie i zobaczyłam jak Peter gra z kimś w siatkówkę. Mogłam się jedynie domyślać, że to była piłka kopnięta celowo przez tego idiotę tak, aby mnie walnęła. Zrobiłam tylko groźną minę w stronę skoczka i poszłam w stronę hotelu.
Udałam się najpierw do mojego pokoju po truskawkowy dezodorant, a następnie poszłam do pokoju Petera. Po około pięciu minutach wszystko już pachniało truskawkami. Pewnie pomyśli, że to któryś z chłopaków i nawet nie wpadnie na pomysł, że to ja. Nawet jakby się dowiedział, że to ja to mam to gdzieś. I tak mi nic nie zrobi, w końcu mam ten przywilej, że jestem kobietą. Po za tym to on to wszystko zaczął, a to jest tylko taka mała zemsta.
Gdy dotarłam z powrotem na skocznię od razu udałam się do domku reprezentacji Słowenii, aby poczekać tam na Domena. Włączyłam sobie telewizor, w którym zaczęłam oglądać skoki. Tak wiem, jestem mądra. Po około dwudziestu minutach w drzwiach stanął chłopak.
-Hej, i jak ci poszło? Nikt cię nie widział? - Zapytał z wyczuwalnym zainteresowaniem.
-Wszystko poszło perfekcyjnie. Nikt mnie raczej nie widział. Chciałabym zobaczyć minę twojego brata. Ja nie mogłam tam wytrzymać ani chwili dłużej, bo chyba bym się udusiła. - Zaśmiałam się. - Trzymaj klucze. - Podałam mu klucze, które po chwili schował do prawdopodobnie Petera torby.
-No to nieźle się zdziwi. Ciekawe czy się kapnie, że to ty. - Usiadł obok mnie.
-My. - Poprawiłam go. Niech sobie nie myśli, że wymiga się od winy. - Hmm... nie wydaje mi się, chociaż na głupiego nie wygląda, więc może się domyślić. O, a tak w ogóle to gratuluję świetnego skoku. 141 metrów. Zaszalałeś. - Pokiwałam z podziwem głową.
-A dzięki, dzięki. Jutro postaram się skoczyć jeszcze dalej. - Puścił do mnie oczko.
-Nie szalej, bo rekord pobijesz. - Zaśmiałam się, a po chwili do środka wparował Peter. Rozejrzał się nerwowo po pomieszczeniu i zauważywszy swoją torbę zmienił wyraz twarzy na łagodniejszy. Po chwili nas dostrzegł i się uśmiechnął.
-Cześć. - Przywitał się i wziął swoją torbę.
-Hej. - Powiedział przez śmiech Domen, a ja go lekko szturchnęłam, żeby się opamiętał, co oczywiście nie poskutkowało.
-Stało się coś? - Zapytał zdezorientowany Peter.
-Nie, wszystko w porządku, tylko twój brat dostał ataku śmiechu. - Próbowałam jakoś naprawić zaistniałą sytuację.
-No niech wam będzie. Idę do hotelu trochę odpocząć. Do zobaczenia później. - Nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem na co chłopak tylko wywrócił oczami. Cóż, być może uzna mnie za wariatkę, ale mam gdzieś to, co o mnie myśli.
-Domen? - Zwróciłam się do chłopaka siedzącego obok mnie. - Wiesz, że on będzie wiedział, że to my? - Powiedziałam poważnie.
-Oj tam, wyobraź sobie jego minę - bezcenna. - Przybiliśmy sobie piątkę i zaczęliśmy się głośno śmiać.
(Peter)
Zachowanie Patricii i Domena było dla mnie niezrozumiałe. Przypomniały mi się czasy dzieciństwa jak mój brat zawsze gdy coś spsocił to dostawał ataku śmiechu. On to chyba nigdy nie dorośnie. Swoją drogą nie wiem jak ludzie z nim wytrzymują.
Wszedłem do swojego pokoju i od razu uderzył we mnie drażniący zapach... truskawek? Szybko pobiegłem do okna, aby je otworzyć na oścież. W takich warunkach nie dałoby się usiedzieć. Cóż, w nocy pewnie zmarznę, ale lepsze to niżbym miał się udusić. Zastanawia mnie tylko, który był taki mądry, żeby to zrobić. Cóż, mój cel na dzisiaj: dowiedzieć się kto jest sprawcą tego zdarzenia.
Usłyszałem dźwięk rozbrzmiewający w moim pokoju. Zacząłem rozglądać się za jego źródłem i jak się okazało był to czyjś telefon. Jednak znalezienie winowajcy dzisiejszego zdarzenia będzie prostsze niż by się mogło wydawać. Wziąłem urządzenie do ręki i zobaczyłem wiadomość.
Od: Andi
Kocham cię, wróć do mnie ❤️
Nie czytałem już więcej przychodzących co chwilę wiadomości tylko postanowiłem wejść na Instagrama, którego ikonę zauważyłem na ekranie głównym, aby w ten sposób móc upewnić się co do moich podejrzeń względem właściciela urządzenia. Jak się okazało przypuszczenia się potwierdziły i jest to komórka Patricii. Nie mogłem zaprzepaścić takiej okazji i zrobiłem sobie selfie, które wstawiłem na jej Instagrama, oczywiście oznaczając siebie. Po chwili stwierdziłem, że pewnie szuka tego telefonu, więc się nad nią zlituję i pójdę jej go oddać. Swoją drogą skoro chce się bawić ze mną w takie podchody to niech tylko się spodziewa w najbliższym czasie jakiegoś numeru z mojej strony.
Wyszedłem z mojego apartamentu i udałem się pod jej pokój, w którym jej nie zastałem. Postanowiłem pójść w stronę skoczni, bo prawdopodobnie tam się teraz znajduje. Tak właśnie było. Zauważyłem ją idącą z Domenem prawdopodobnie już w stronę hotelu. Podszedłem do nich szybkim krokiem.
-Cześć, wiecie może która godzina? - Nie wyglądała jakby zauważyła brak telefonu, więc postanowiłem się trochę podroczyć.
-Poczekaj, zaraz sprawdzę. - Powiedziała i zaczęła szukać po chyba wszystkich możliwych kieszeniach telefonu.
-Tego szukasz? - Zapytałem wyjmując zza pleców zgubę. Dziewczyna patrzyła to na urządzenie to na mnie.
-Skąd...? - Nie dałem jej dokończyć.
-Zostawiłaś w moim pokoju. Swoją drogą piękny truskawkowy zapach tylko trochę za dużo. - Puściłem w jej stronę oczko, na co Patricia się trochę zmieszała.
-Ale przecież...
-Jakiś kochaś do ciebie ciągle wypisuje. - Na moje słowa szybko wyrwała z mojej ręki telefon i weszła najprawdopodobniej zobaczyć kto wypisuje. Najwidoczniej bardzo się zdenerwowała bo wyjęła kartkę z telefonu, przełamała ją na pół i wyrzuciła.
-I po problemie. - Wzruszyła ramionami, a na mojej i Domena twarzy malowało się zaskoczenie. Muszę przyznać, że dziewczyna ma charakter. Zaimponowała mi tym.