czwartek, 26 października 2017

Rozdział II

-Patricia, wstawaj. Patricia. - Do moich uszu zaczął dochodzić znajomy głos, który niestety wyrwał mnie z Krainy Morfeusza. Poczułam jak Anze lekko potrząsa moim ramieniem. Kurde, a miałam taki fajny sen. Śniło mi się jak mojemu bratu rozwiązała się sznurówka w bucie i rypnął w kałużę z błotem. Oczywiście byłam na tyle inteligentna, że postanowiłam wykorzystać sytuację i cyknąć mu kilka fotek, którymi go szantażowałam. Mówiłam, że wrzucę je na fejsa, a żebym tego nie zrobiła to musiał mi usługiwać. Hmm... życie mogłoby być takie piękne. - Zaraz śniadanie, a jak tak dalej pójdzie to się spóźnimy.
-Jeszcze pięć minut. - Wymamrotałam. W rzeczywistości nie miałam zamiaru nigdzie się ruszać. Wczoraj oglądałam filmy do późna, ale ani słowa mojemu bratu o tym! Wczoraj coś tam mówił, żebym wcześniej poszła spać, bo z samego rana trzeba będzie wstać, ale zbytnio się tym nie przejęłam, a teraz mam tego skutki.
-Każdy tak mówi. - Już widzę jak wywraca oczami wygłaszając te swoje mądrości. Cóż, nie mam najmniejszego zamiaru go słuchać. Nakryłam się całkowicie kołdrą, aby jego głos nie docierał już do moich uszów, co oczywiście nie podziałało. Niestety. - Sonja wstawaj! - O nie! Ten debil nie będzie tak do mnie mówił! Sonja to moje drugie imię, a właściwie pierwsze, tylko tak bardzo go nienawidzę, że każdemu przedstawiam się drugim imieniem jako Patricia. Momentalnie zerwałam się z łóżka i zmierzyłam Anze morderczym spojrzeniem. Dobrze wiedział o co mi chodzi, przez co zaczął się śmiać. - Gdybyś widziała teraz swoją minę. - Wyjął telefon z kieszeni i nawet się nie zorientowałam kiedy zrobił mi zdjęcie.
-Debil! - Popchnęłam go lekko i poszłam do walizki po jakieś ubranie na przebranie, przecież w piżamie nie zejdę. Wybrałam pierwsze z brzegu jasne dżinsy, a do tego moją ulubioną granatową bluzę. Szybko się ogarnęłam i po około pięciu minutach wyszłam z łazienki. Anze stał oparty o ścianę i spoglądał w nieznany mi punkt. Wyglądał jakby się zamyślił. Hmm... Nigdy go nie widziałam w takim stanie. Postanowiłam to przerwać. - Idziesz, czy mam cię tu zamknąć? - Chyba wcześniej mnie nie zauważył, bo spojrzał na mnie z lekkim zaskoczeniem, ale po chwili przerodziło się to w nikły uśmiech.
Wyszliśmy z mojego pokoju. Szybkim ruchem zamknęłam za nami drzwi i udaliśmy się do windy, którą zjechaliśmy na dół. Mój kochany braciszek zaprowadził mnie do hotelowej restauracji. W środku ujrzałam sporo kwadratowych stolików, przy których siedziało dużo ludzi. Zauważyłam Domena, więc zamówiwszy sobie śniadanie, podeszłam do niego.
-Cześć, można się dosiąść? - Zapytałam, bo nie miałam najmniejszego zamiaru się wpraszać. Być może chciał przemyśleć swoje ambitne plany na przyszłość, a ja nie miałam najmniejszego zamiaru mu w tym przerywać, nawet jeśliby to dotyczyło oglądania kreskówek.
-Pewnie, siadaj. - Uśmiechnął się do mnie. Zajęłam miejsce na skos od niego. - Idziesz po południu na kwalifikacje?
-Skoki to nie moja bajka, więc nie mam zamiaru marnować na to czasu. Wiem, że niby po to tu przyjechałam, a właściwie mój brat mnie tu zaciągnął, ale na prawdę jest to coś co mnie kompletnie nie interesuje, więc nie idę. - Machnęłam jeszcze ręką kończąc swoją wypowiedź.
-Gdzie nie idziesz? - Usłyszałam głos Anze. Muszę coś wymyślić na szybko, bo się wkurzy jak się dowie.
-Na kwalifikacje. - Wzruszył ramionami Domen. Teraz mam ochotę go zamordować gołymi rękami. Kurde, ale najpierw muszę jakoś się wytłumaczyć.
-Co? Jak to nie idziesz? Przecież mi obiecałaś. Teraz już nie masz innego wyjścia. Jak nie pójdziesz to... - Zaczęłam się śmiać nerwowo. Szybko, szybko. Muszę coś wymyślić. Myśl!
-Oh, Domen. Źle mnie zrozumiałeś. - Spojrzałam na chłopaka, posyłając mu spojrzenie, że ma mi przytaknąć. Mam tylko nadzieję, że nie jest taki głupi i doskonale to rozumie. - Oczywiście, że idę na kwalifikacje. - Tym razem zwróciłam się do mojego brata, który już zdążył usiąść obok mnie.
-No ja mam nadzieję. - Spojrzał na mnie podejrzliwie. Kurde, teraz to już nie mam wyjścia i muszę tam iść, bo będzie się rozglądał za mną, a jak mnie nie ujrzy to będę miała przechlapane. Chociaż na tyle obecnych ludzi mogę powiedzieć, że mnie mógł nie zauważyć. Hmm... tylko czy to przejdzie? Niekoniecznie, a z doświadczenia wiem, że nie warto tak ryzykować, bo znając mojego brata to... Z rozmyślania wyrwał mnie czyjś głos.
-Cześć wszystkim. - Spojrzałam na chłopaka, który (o ile dobrze pamiętam) miał na imię Peter. Wszyscy mu odpowiedzieli z wyjątkiem mnie. Kurde, jak ja go nie cierpię! Jeszcze ten jego sztuczny uśmieszek. Można zwymiotować.Na dodatek usiadł naprzeciwko mnie. Jeszcze tylko kilka dni i już nie będę musiała go oglądać na oczy. Całe szczęście. Anze więcej mnie nie namówi, żebym gdziekolwiek z nim jechała. Ale, ale, ale... Ale zanim to, to muszę coś wymyślić. Coś, co będzie małą rekompensatą za moją ulubioną zniszczoną bluzkę.- Ekhm. - Odchrząknął. Momentalnie odwróciłam od niego wzrok i zajęłam się jedzeniem mojego śniadania. Dobrze, że chłopaki nie zauważyli zaistniałej sytuacji, bo bym była już skończona. Wystarczy mi, że ten idiota mnie przyłapał na wpatrywaniu się w niego. Kurde, co on sobie mógł pomyśleć... A z resztą... Co on mnie będzie obchodził!?
Poczułam szturchnięcie w ramię. Tak, to był oczywiście mój kochany braciszek. Żeby mi się zaraz nie zachciało mu oddać, bo będzie zęby z podłogi zbierał. Oczywiście zmroziłam go wzrokiem, na co się zaczął śmiać. Cały Anze... wiecznie się tylko śmieje, a zamiast mózgu ma siano.
-Co? - Wycedziłam przez zęby.
-Pytam się ciebie o coś, a ty jakby nieobecna. Zakochałaś się czy co? - Powiedziałabym coś, ale nie będę robić scen przed Prevcami, jeszcze uznają mnie za wariatkę i tyle będzie.
-Pff... Niby w kim? - Wywróciłam teatralnie oczami i chwyciłam po moją szklankę z wodą.
-O, a choćby w nim. - Wskazał ręką na Petera, a ja mało co się wodą nie zakrztusiłam. Jeżeli on myśli, że ja w nim... Z ręką na sercu oświadczam, że jak tylko będę sam na sam z Anze, to go zatłukę i każdy sąd mnie uniewinni!
-Naćpałeś się czegoś, że gadasz głupoty? - Starałam się zachować spokój. Chciałam dać mu znak, żeby się opamiętał, więc kopnęłam go w nogę pod stołem.
-Ał! Za co to? - Zamiast głosu mojego brata usłyszałam Domena. Ups! Ja i moje szczęście...
-Za darmo. - Powiedział Peter na co się zaśmiałam.
-Domen, pomożesz mi w czymś? - Zapytałam, kiedy zostaliśmy już sami przy stole.
-Ok, ale w czym konkretnie? - Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
-W takiej małej zemście na Peterze, no wiesz, za to, że zniszczył moją kochaną bluzkę.
-Zemście?
-Psikusie. Lepiej? - Wywróciłam oczami. - Wiem, że to twój brat i pewnie nie... - Nie dane mi było skończyć.
-Spoko, zawsze lubiłem robić mu kawały, ale nigdy nie miałem z kim, a teraz widzę, że to się zmieniło. - Wstał od stołu i puścił do mnie oczko.
I mamy drugi rozdział. Piszcie czy się podoba ;)