niedziela, 11 marca 2018

Rozdział XVII

-Dawno się nie widzieliśmy. - Nie wiedziałam, czy mówi to tak po prostu, bo się stęsknił, czy może z kpiną. Jedno jest jednak pewnie. Jego obecność tu z pewnością nic dobrego nie zapowiada.
-Nie było takiej potrzeby. - Westchnęłam obojętnie i chciałam go wyminąć, jednak mi na to nie pozwolił, bo złapał mnie za nadgarstek.
-Ja tak nie uważam. - Patrzył mi prosto w oczy, przez co byłam jak w transie, bo wszystkie wspomnienia zaczęły wracać.
-Puść mnie. - Szepnęłam. Nie byłam w stanie wykonać żadnego gwałtownego ruchu.
-Porozmawiaj najpierw ze mną. - Rozluźnił delikatnie uścisk dłoni, dzięki czemu poczułam lekką ulgę i mogłam sobie pozwolić na zrobienie kroku w tył.
-Cały czas rozmawiamy. - Skrzyżowałam ręce i odwróciłam wzrok, aby nie patrzeć na niego. - Jak mnie tu w ogóle znalazłeś?
-Miłość nie zna granic. - Prychnęłam. - Nie śmiej się. Ja cię kocham. Zawsze cię kochałem i nadal będę. Nic tego nie zmieni. - Założył kosmyk moich włosów za ucho i delikatnie się pochylił nade mną w wiadomym celu. Oczywiście nie pozwoliłam mu na to. Na pewno nie po tym, co mi zrobił.
-Jak byłeś z tamtą to też mnie kochałeś? - W kącikach moich oczu zaczęły zbierać się łzy, które jednak szybko otarłam.
-Byłem pijany. Nie wiedziałem co robię. - Złapał mnie za rękę, ale szybko ją strząsnęłam.
-Czyli jakbym to ja zdradziła ciebie będąc pod wpływem alkoholu to byś mi wybaczył?
-To co innego. Ty jesteś kobietą. - W ten oto sposób ze smutnej zmieniłam się w zdenerwowaną osobę. Myślałam, że zaraz wybuchnę ze złości.
-A co to ma za znaczenie?! Jest dwudziesty pierwszy wiek! Kobiety powinny mieć takie same prawa jak mężczyźni! Poza tym powiedziałeś, że byłeś pijany i nie wiedziałeś co robisz! Gówno prawda! Zapomniałeś już jak wyjechałeś sobie z nią na Majorkę?! Podczas całego naszego związku nigdzie mnie nie zabrałeś. A może ona była twoją prawdziwą dziewczyną? - Nerwy wzięły nade mną górę i cała zaczęłam się trząść. Czułam jakby cały zły koszmar powrócił.
-Teraz albo nigdy. - Szepnął jakby do siebie, a następnie wziął głęboki wdech i spojrzał w moje oczy. - Posłuchaj. - Położył swoje dłonie na moich ramionach. - Przeżywałem wtedy trudny czas. Potrzebowałem jakiejś odskoczni od tych wszystkich problemów.
-Aha, czyli ja byłam dla ciebie tylko problemem. Fajnie wiedzieć.
-Nie mów tak. Ja cię kochałem, kocham i nadal będę kochał. Nic tego nie zmieni. Proszę cię, daj mi szansę, abym naprawił ten błąd. - Nie mogłam już dłużej wysłuchiwać jego wypowiedzi. Nie mogłam pozwolić, aby znów rozbudził we mnie uczucia, które kiedyś we mnie buzowały, a przez które tyle wycierpiałam. Nie mogłam.
-Muszę iść. - Wyminęłam go i chciałam iść w stronę domu, ale on nie odpuszczał i postanowił dotrzymywać mi kroku.
-Nie uciekaj. Dobrze wiem, że nadal coś do mnie czujesz. - Odwrócił mnie w swoją stronę. - Nie bój się tego przyznać. - Patrzyłam na niego jak zahipnotyzowana. To nie był już ten sam Andreas, którego znałam. Zmienił się. Był taki pewny siebie. Miałam wrażenie, że ani trochę nie żałuje tego, jak mnie skrzywdził. Był najwyraźniej przekonany, że wróci tak po prostu, powie jakąś regułkę, której się wcześniej wyuczył, a ja wpadnę mu w ramiona. Może kiedyś bym tak zrobiła, ale na pewno nie teraz. Nie mam zamiaru ponownie wchodzić w relację z kimś, kto się tak zachowuje.
-Zostaw ją! - Usłyszałam znajomy głos, ale byłam w takim transie, że nie mogłam rozpoznać kto to. Jedyne co do mnie docierało to jakaś wymiana zdań dwóch osób. Ocknęłam się dopiero, gdy zdałam sobie sprawę, że to przecież Andreas i Peter. Zaczęłam się jedynie zastanawiać co ten drugi tu robi, przecież dopiero był z chłopakami w klubie. Moje rozmyślania zostały przerwane w momencie, gdy mój były uderzył Prevca, co rozpętało prawdziwą bójkę. Nie wiedziałam kompletnie jak ich rozdzielić. Bałam się podejść bliżej, żeby przypadkiem nie oberwać.
-STOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOP!!! - Popatrzyli na mnie jak na wariatkę, ale ważne, że podziałało i przestali się bić. - Uspokójcie się! Zachowujecie się jak dzieci! - Popatrzyłam na nich karcąco. - Andreas, myślę, że lepiej będzie jak już sobie pójdziesz.
-Całkowicie się z tobą zgadzam. - Zmierzył Prevca morderczym wzrokiem i udał się w znanym tylko sobie kierunku.
-Co on tu robił? - Zapytał Peter, a mnie na samą myśl o opowiadaniu wszystkiego było niedobrze.
-Eh, długa historia. Może kiedyś... - Popatrzyłam na drobne obrażenia na twarzy chłopaka i delikatnie się skrzywiłam, na co pokręcił tylko głową. - Muszę to opatrzyć. - Złapałam nieświadomie dłoń chłopaka. Poczułam momentalnie przyjemny dreszcz przechodzący przez moje ciało. Popatrzyłam na nasze splecione dłonie i stałam tak przez chwilę w bezruchu. Zdałam sobie sprawę jak to musiało głupio wyglądać z mojej strony. Zerknęłam na chłopaka, który uważnie mi się przypatrywał z lekko uchylonymi ustami jakby chciał coś powiedzieć. Nagle jak oparzona wyrwałam swoją dłoń i schowałam ją do kieszeni. - Po prostu chodź. - Dalsza droga minęła nam w ciszy. Żadne z nas się nie odzywało. W sumie mogłabym, ale co miałabym niby powiedzieć? Że cieszę się, że przegonił Andreasa? Albo, że fajnie, że znowu go spotykam w najmniej spodziewanym momencie? Przecież to niedorzeczne. Ja go nawet nie lubię. - Usiądź sobie. Zaraz powinnam znaleźć apteczkę.
-Naprawdę nie musisz. To nic poważnego.
-Aha. Nic poważnego. - Powiedziałam z sarkazmem. - A ciekawa ja jestem, co Goran powie na te sińce. - To nie tak, że się martwię o Petera, po prostu nie chcę, żeby miał przeze mnie kłopoty.
-Nic. A co ma powiedzieć? To nie jego sprawa. - Wzruszył ramionami, a ja podeszłam bliżej z apteczką w ręku. Normalnie czuję się jak jakaś pani doktor. - To jest konieczne? - Popatrzył niepewnie w moją stronę, a ja pokręciłam twierdząco głową. - Ale nie będzie bolało? - Zapytał siadając na krześle.
-Kurde, Peter, dorośnij w końcu.

2 komentarze:

  1. Wiem co wymyślił Anze.

    On zamieszka z siostrą, będą przychodzić do niego kumple w tym Peter, tak ich spiknie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Trafiłam na twoje opowiadanie wczoraj i wiem, że powinnam uczyć się do sprawdzianu, ale po prostu musiałam przeczytać wszystkie rozdziały.
    Zastanawia mnie, o co tak naprawdę chodzi Anze. W końcu kto o zupełnie czystych zamiarach tak po prostu przenosi się do siostry, bez ważnego powodu. Czuję, że może być ciekawie i pewnie ma to jakiś związek z Peterem.
    No właśnie, Peter... Od razu widać, że on i Patricia nie są sobie obojętni. Już nie mogę się doczekać, jak dalej rozwiniesz ich znajomość.
    Z zniecierpliwieniem czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam
    Violin
    PS W wolnej chili zapraszam do nie https://neverbeluckyone.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń