sobota, 30 marca 2019

Rozdział XXVII

-Co masz taką minę, jakbyś chciała kogoś zabić? - Usłyszałam głos Anze, więc spojrzałam się w stronę, z której dochodził, co było moim błędem, bo dostałam śnieżką prosto w twarz.
-Właśnie mam taką ochotę i uważaj, bo możesz zostać moją ofiarą. - Wkurzona otarłam ręką twarz.
-Uuu, ale się boję. - Zaczął udawać bardzo przestraszonego, a ja w tym czasie schyliłam się, żeby szybko ulepić śnieżkę i odpłacić się w ten sam sposób. - Ups! Pudło! Jak przykro. - Teraz to już mnie doprowadził do granic mojej wytrzymałości. Zrobiłam kulkę ze śniegu i zamachnęłam się trafiając... o kurde Walter Hofer. Jak dobrze, że był odwrócony tyłem, jest jeszcze szansa na ucieczkę.
Jak najszybciej zaczęłam biec w stronę wioski skoczków. Całe szczęście, że była blisko. Zanim zniknęłam za rogiem jednego z domków, odwróciłam się jeszcze przez ramię i zauważyłam śmiejącego się Anze i Hofera, który zmierzał w jego kierunku. Najwyraźniej pomyślał, że to mój brat, a ten głupek nawet nie zauważył, co zrobiłam. Zemsta jest słodka. Zaczęłam się śmiać, zdając sobie sprawę, jaką minę będzie miał mój brat. Zakryłam jedynie usta dłonią, żeby nie było mnie słychać i zaczęłam iść dalej, bo nie mam zamiaru spotkać teraz Anze.
Ostatecznie oparłam się o tylną ścianę jednego z domków, aby przemyśleć, jak mam opuścić teren skoczni niezauważona. Postanowiłam delikatnie wychylić się, żeby zobaczyć, gdzie jest Anze, lecz ku mojemu zdziwieniu nigdzie go już nie było. Nagle zobaczyłam postać w zielonej kurtce, więc szybko się schowałam, modląc się w środku, żeby mnie nie widział. Oparłam się o domek i wstrzymałam oddech, a tętno to chyba do dwustu mi podskoczyło.
-Patricia? - Spojrzałam w stronę, z której dochodził głos i odetchnęłam z ulgą.
-Czy ty zawsze musisz mnie straszyć? - Uśmiechnęłam się do mojego towarzysza.
-Jestem aż tak straszny? Widząc twoją minę, to mam wrażenie, jakbyś zobaczyła ducha. - Podszedł bliżej mnie i oparł się jedną dłonią o domek.
-Wydaje ci się, po prostu ukrywam się przed Anze, nie widziałeś go przypadkiem? Dopiero tu był i nim się obejrzałam a zniknął.
-Poszedł gdzieś z Hoferem, który mu coś intensywnie tłumaczył. - Zaczęłam się śmiać, wyobrażając sobie całą sytuację. Po chwili się ogarnęłam i zobaczyłam Petera z wymalowanym niezrozumieniem na twarzy. Na moment się zawahałam, ale ostatecznie stwierdziłam, że mogę mu w sumie powiedzieć, co zrobiłam.
-Schyl się trochę, to coś ci powiem. - Zrobił to, o co go prosiłam, a ja zaczęłam mu opowiadać wszystko ze szczegółami, momentami robiąc przerwy, żeby stłumić napady śmiechu.
-Kurcze, szkoda, że mnie przy tym nie było.
-Żałuj, żałuj. Wyobraź sobie minę mojego brata, do którego podchodzi Walter z pretensjami jakimiś, a ten nawet nie wie, o co chodzi. - Wybuchamy w tym samym momencie śmiechem. - A teraz tak na poważnie to znasz może jakieś boczne wyjście stąd? Bo nie chcę na razie go spotkać.
-W sumie to jest jedno takie, o którym wiedzą nieliczni. - Zaczyna rozmyślać i nagle jakby doznaje olśnienia. - Chociaż tak w sumie to nie rozumiem, czemu chcesz się przed nim chować, skoro masz przy sobie swojego rycerza, w sensie mnie, który cię obroni. - Poruszył sugestywnie brwiami.
-Pff... Z ciebie taki rycerz jak ze mnie piosenkarka. - Wywróciłam oczami.
-W takim razie musisz bardzo ładnie śpiewać. - Zbliżył się do mnie, przez co byłam w stanie poczuć jego oddech. Nie przeszkadzało mi to, ale muszę się porządnie zastanowić, zanim dam mu jakąś nadzieję.
-To jak? Pokażesz mi jak mam stąd wyjść? - Odsunęłam się od niego, przez co był nieco zmieszany moim zachowaniem.
-Pewnie, chodź. - Kiwnął głową, dając tym samym do zrozumienia, żebym szła za nim.
Szliśmy dopiero chwilę, a miałam wrażenie, że trwa to wieczność. Wszystko przez panującą ciszę między nami. Kilka razy chciałam ją przerwać, jednak za każdym razem coś mnie powstrzymywało. Nagle zrobił to za mnie mój telefon, który dał o sobie znać. Szybko wyciągnęłam go z kieszeni i odebrałam przychodzące połączenie.
-Cześć mamuś. - Zerknęłam na ułamek sekundy na Petera, który wydawał się być w innym świecie.
-W końcu się do ciebie dodzwoniłam. Martwię się o ciebie. Nic się nie odzywasz. Mogłabyś chociaż raz zadzwonić. - Westchnęłam, słysząc po raz kolejny dobrze mi znane zdania.
-Dobrze mamo, przepraszam. - Postanowiłam tym razem odpuścić i nie wykłócać się. W końcu dzwonię do mamy praktycznie codziennie. Czy to naprawdę mało?
-Dzwoniła do mnie ciocia Ana i zapraszała do siebie na święta.
-O nie... - Chyba po raz pierwszy zwróciłam uwagę Petera.
-Wiem córciu, że nie lubisz tam jeździć, ale dobrze wiesz, że nie wypada odmówić.
-Powiedziałaś już, że będę? - W środku jeszcze miałam cichą nadzieję, że uda mi się jakoś wykręcić.
-Nie, bo ciocia chciała sama do ciebie zadzwonić i pytała się mnie o twój numer.
-Chyba jej nie podałaś?!
-A co miałam innego zrobić?
-No nie wiem. Powiedzieć, że mam zepsuty telefon albo że wyjechałam gdzieś i wrócę dopiero po świętach. Cokolwiek.
-Dobrze wiesz, że to już tradycja rodzinna i nawet nie chcę słyszeć, że cię nie będzie.
-Ale mamo... Jestem dorosła i sama mogę o sobie decydować.
-Ja cię rozumiem. Mi też się nie widzi tam jechać, ale zrozum, że musimy.
-No dobrze, ale robię to tylko dla ciebie. A i zmywam się stamtąd jak najszybciej.
-Dobrze. Kocham cię.
-Ja ciebie też.
-Jak spotkasz Anze, to mu przekaż wszystko.
-On jako jedyny chyba będzie szczęśliwy. Dobra mamo, muszę kończyć. Odezwę się później. Buziaki.
Schowałam telefon do kieszeni i miałam iść dalej jak gdyby nigdy nic, jednak Peter postanowił przypomnieć mi o swojej obecności.
-Jakieś problemy? - Zerknęłam na chłopaka, który mi się przyglądał, przez co omal nie walnęłam głową w słup. Na szczęście w ostatniej chwili go zauważyłam.
-Ciotka zaprasza mnie na święta. - Westchnęłam smutno i schowałam ręce do kieszeni.
-To chyba dobrze, co nie? - Uniósł jedną brew do góry.
-No nie do końca, bo znowu pewnie zaprosi jakiegoś potencjalnego kandydata na mojego przyszłego męża. - Zapadła cisza, podczas której widziałam doskonale, jak zmienia się wyraz twarzy Petera.
-W takim razie jadę z tobą. - Myślałam na początku, że żartuje, ale kiedy pozostawał cały czas poważny, zrozumiałam, że naprawdę chce to zrobić.
-Co?! - Zatrzymałam się momentalnie.
-Chyba nie myślisz, że pojedziesz sama, a ja będę siedział z założonymi rękami i czekał, jak jakiś typek sprzątnie mi ciebie sprzed nosa.
-Peter, obiecałeś, że dasz mi trochę czasu. - Powiedziałam już spokojniejszym tonem.
-I daję, ale nie podoba mi się to, że twoja ciotka chce cię z kimś zeswatać. - Zaczął gestykulować rękami.
-Jak to ująłeś: próbuje. Ale nic z tych prób nie wyjdzie. - Chwyciłam go za rękę.
-Jaką mogę mieć pewność?
-Anze tam będzie, a odkąd mój związek z Wellingerem się rozpadł, to odpędza ode mnie wszystkich chłopaków.
-Mogłaś nie wypowiadać jego nazwiska. To psuje mi tylko humor.
-No dobrze, w takim razie już nie będę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz