środa, 10 stycznia 2018

Rozdział IX

Obudził mnie dzwoniący telefon. Zerknęłam na godzinę i jak się okazało, dochodziła dwunasta. No to ładnie. Pół dnia zmarnowane, ale w sumie się nie dziwię, bo wczoraj siedziałam do późna i obrabiałam zdjęcia. Chciałam to skończyć jak najszybciej, aby mieć już to z głowy.
Jak się okazało, dzwonił mój szef, który miał dla mnie nowe zlecenie. Otóż jak się okazało rozchorowała się moja koleżanka z pracy i mam za nią jechać do Klingenthal na zawody, aby robić zdjęcia do gazety. Kiedyś zawsze, gdy były jakieś sportowe imprezy to się wykręcałam od tego, ale tym razem się zgodziłam. W końcu może być fajnie. Tylko muszę unikać Prevca, bo po ostatniej akcji musiał się mega wnerwić i teraz będzie zdolny do wszystkiego. Oczywiście to nie tak, że się go boję, po prostu tak będzie lepiej.
Po obiedzie, a raczej w moim przypadku po śniadaniu, postanowiłam pojechać do mamy. Nie byłam u niej już jakieś dwa tygodnie, a więc najwyższy czas się pojawić w rodzinnym domu. Wsiadłam do mojego nowego auta, w którym się zakochałam od pierwszego wejrzenia i ruszyłam w drogę. Nie miałam jakoś bardzo daleko. Musiałam tylko się przemieścić na drugi koniec miasta.
Jak zwykle weszłam sobie bez pukania, bo w sumie jakby nie patrzeć rodzice zawsze powtarzają, że tu jest mój drugi dom, a do własnego mieszkania się przecież nie puka.
-Cześć mamuś. - Powiedziałam wchodząc do kuchni, gdzie znajdowała się mama. Musnęłam jej policzek, po czym usiadłam przy stole.
-Nareszcie przyjechałaś. Napijesz się czegoś? - Zapytała, na co pokiwałam głową.
-Tak jak zawsze, herbatki. Sama jesteś w domu?
-Sama, sama. Tata w pracy, a Anze jak zwykle na treningu.  - Wyjęła kubek, po czym zaczęła zaparzać dla mnie herbatkę. - Opowiadaj, co tam u ciebie słychać?
-Wszystko po staremu. Ostatnio byłam w Kuusamo, ale to wiesz. W sumie nic poza tym. - Postawiła przede mną herbatę i usiadła naprzeciwko mnie.
-A kiedy przyprowadzisz go na obiad? - Zapytała z uśmiechem, ale kompletnie nie wiedziałam o kogo jej chodzi.
-Kogo? - Uniosłam kubek, aby napić się herbaty.
-No Petera. Przecież jesteście razem. - Zakrztusiłam się z zaskoczenia.
-Po moim trupie! - Krzyknęłam i odstawiłam gwałtownie kubek na stół, przez co trochę jego zawartości się wylało. Oczywiście od razu zabrałam się za sprzątanie.
-Przecież to dobry chłopak. Poza tym wszystkie gazety trąbią o tym, więc coś tam musi być chyba na rzeczy. - Spojrzała na mnie podejrzliwie.
-Nie znoszę go i chyba z wzajemnością. Masz pojęcie, że wylał na mnie kawę; zabrał mi telefon; zaczął wstawiać dziwne rzeczy na mojego Instagrama, przez co śmieją się teraz ze mnie; przewrócił mnie i wylądowałam tyłkiem na twardej podłodze; próbował wzbudzić we mnie wyrzuty sumienia; chciał, żebym mu usługiwała; zamknął mnie w łazience i jeszcze mnie w domu nachodzi. - Mama spojrzała na mnie z uniesionymi brwiami. - No dobra, może trochę przekoloryzowałam, ale mimo wszystko go nie cierpię.
-No skoro tak mówisz. - Westchnęła. - Jak było w tej Finlandii? Chyba zimno tam, co nie?
-Zimno? Tego nawet zimnem nie można nazwać. Jak ja się czułam jak na Antarktydzie lub jeszcze gorzej.
-A mówiłam, żebyś w razie czego wzięła ze sobą czapkę od babci to mnie nie posłuchałaś. - Ja tu liczyłam na słowa jakiegoś współczucia i wsparcia, a tu jak zwykle wszystko na mnie.
-Kiedy mówiłaś? - Nie mogłam sobie jakoś przypomnieć tego momentu.
-Jak jakieś trzy dni przed wyjazdem dzwoniłam do ciebie. - Hmm... trzy dni przed wyjazdem. Co ja wtedy robiłam? A no tak! Szukałam w razie czego lotów powrotnych, żeby móc zwiać, ale nic nie znalazłam. Byłam tak zajęta, że nie słuchałam nawet do końca co mówi moja mama.
-Faktycznie. Coś tam mi świta. - Mruknęłam, a po chwili usłyszałam otwierane drzwi. Moim oczom ukazał się mój brat. Szczerzył się jak zwykle bez powodu.
-No kogo to moje oczy widzą. Moja najukochańsza pod słońcem siostrzyczka. - Teraz mi trochę przypominał rozemocjonowaną dziewczynę. Podszedł do mnie od razu i mnie przytulił. Nie powiem, zaskoczyło mnie to pozytywnie, ale po chwili byłam już wkurzona. Myślałam, że trochę zmądrzał, ale najwidoczniej nie. Otóż, ten oto młodzieniec, który zwie się mym bratem, pomimo, że go nie przypomina nawet w jednej dziesiątej procenta, wykorzystał okazję i potargał mi włosy we wszystkie strony. W ramach obrony walnęłam go pięścią w brzuch, na co zaczął się tylko śmiać. Czasem zadaję sobie pytanie, czy on nigdy nie umie zachować powagi? Czy gdyby napadło go ufo to też by się śmiał? Oficjalnie podtrzymuję wersję, że Anze, pomimo swojego wieku, to niedorozwinięty dzieciak. A myślałam, że skoro ostatnio miał randkę to trochę zmądrzał, ale cóż, pozory mylą.
-Idź lepiej do swojego pokoju i zobacz czy cię tam nie ma. - Pogoniłam go ręką, a ten zaczął udawać, że serio idzie to sprawdzić. Pozostało mi jedynie walnąć głową w stół.
Chciałam porozmawiać chociaż chwilkę z mamą w spokoju, ale Anze zaczął mnie coraz bardziej doprowadzać do szału. Wyobraźcie sobie, że ten czub zaczął się kręcić wokół nas i podsłuchiwać o czym gadamy. W takich warunkach to ja nie jestem w stanie prowadzić konwersacji. Kto normalny przychodzi do kuchni co chwila, żeby napełnić kubek wodą, a następnie idzie w nieznanym kierunku, opróżnia go i z powrotem wraca, by go napełnić. Wątpię, żeby on to wszystko wypił. Może kwiatki podlewa, albo chce się wykąpać i w taki oto sposób sobie wodę do wanny nalewa. Mniejsza o to.
-A może nałożę ci ciasta. Dzisiaj rano upiekłam. - Pokiwałam głową, bo muszę przyznać, że mama piecze najlepsze ciasta na ziemi.
-Czy ktoś wspominał o cieście? - Zza ściany wyłoniła się głowa Anze. Czy ten dureń cały czas tam stał i nas podsłuchiwał?
-Dla ciebie nie ma. - Powiedziałam niczym surowa mama.
-A to niby dlaczego? - Powiedział drocząc się ze mną i idąc w moją stronę.
-Mam ci w punktach wymienić? - Kiwnął głową. - Po pierwsze. Przytyjesz i nie wciśniesz tyłka w kombinezon. Po drugie. Nie zasłużyłeś sobie na takie luksusy. Po trzecie. Za darmo nic nie ma. Trzeba było przynajmniej pomóc w pieczeniu. - W sumie jak o tym myślę to lepiej, żeby w kuchni nie pomagał. Jeszcze by wszystkich potruł.
-Taka mądra jesteś? A ty? Pomagałaś? Nie. - Zmroził mnie wzrokiem.
-Kochaniutki. Pragnę ci przypomnieć, że ja tu jestem gościem. - Mrugnęłam do niego oczkiem.
-A wiesz co można zrobić z nieproszonym gościem? - Zrobił chwilową pauzę. - Wyprosić go.
-Ach tak? Czyli mnie wypraszasz? Zapominasz się, że do ciebie tu nie przyszłam. - Zmarszczyłam brwi.
-No ja myślę, bo inaczej... - Nie dane było mu dokończyć.
-Uspokójcie się! - Krzyknęła na nas mama. - Nie możecie wreszcie zachowywać się jak dorośli? Wiecznie się tylko kłócicie. Przestaniecie w końcu kiedyś? - Postawiła przed nami talerzyki z naszym ulubionym ciastem. Przez chwilę panowała głucha cisza. Każdy siedział nie zwracając uwagi na innych. Nagle sobie coś uświadomiłam i zaczęłam się śmiać. Dwójka pozostałych popatrzyła na mnie zaskoczona. Walnęłam Anze lekko w ramię.
-Wiesz, że uwielbiam się z tobą kłócić? - Spojrzał na mnie i po chwili razem się śmialiśmy.
-Ja z tobą też. - Przytulił mnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz