środa, 10 stycznia 2018

Rozdział X

Te kilka dni upłynęło mi bardzo szybko i nim się obejrzałam a musiałam pakować się do Klingenthal. Postanowiłam, że zachowam mój wyjazd w tajemnicy, żeby zrobić Anze niespodziankę. Z tego  powodu zamiast samolotem postanowiłam pojechać samochodem. Jakby nie patrzeć to jakieś siedem godzin drogi. Czy dużo? Nie sądzę. Bywało tak, że spędzałam w podróży po dwadzieścia kilka godzin, więc można powiedzieć, że jestem przyzwyczajona.
Żeby zdążyć dojechać na czas postanowiłam nastawić sobie budzić na trzecią rano, aby zjeść coś na szybkiego i ruszyć w drogę. Nie wiadomo co mnie może czekać podczas podróży, a nie mogę się przecież spóźnić.
Nie będę zaprzeczać, ciężko było mi się zwlec z łóżka. Jednak po jakiś dziesięciu minutach wylegiwania się, mój cel został osiągnięty. Zjadłam coś na szybkiego i wypiłam herbatę, ponieważ od ostatniego incydentu kawa mi nie przejdzie przez gardło. Spakowałam moją walizkę do samochodu, a także wszystkie potrzebne rzeczy do pracy i ruszyłam w drogę.
Niestety miałam pecha i musiałam przez godzinę stać w korku, przez co dotarłam na miejsce nieco później niż zamierzałam, ale mimo wszystko się nie spóźniłam. Pokój miałam zarezerwowany w hotelu niedaleko skoczni. Nie był to ten sam, w którym zatrzymywali się skoczkowie i w sumie cieszę się z tego powodu.
Po zjedzeniu posiłku udałam się prosto na skocznie, aby porobić jakieś fajne zdjęcia. Wprawdzie miał się odbyć dopiero trening, ale kto mi zabroni teraz fotografować? Oprócz mnie było jeszcze kilku innych fotoreporterów, ale na szczęście nie było ich jeszcze tak dużo. Pewnie większa część przyjdzie dopiero na kwalifikacje, bądź na sam konkurs, który odbędzie się jutro.
Za każdym razem gdy mijał mnie jakiś Słoweniec modliłam się w duchu aby mnie nie rozpoznał. Wprawdzie miałam na głowie czapkę, a na nosie okulary przeciwsłoneczne, ale któryś mógł mnie rozpoznać. I tak wiem... Okulary przeciwsłoneczne w zimę przy temperaturze na minusie... Jestem mądra... A swoją drogą to kto mi zabroni? Dobra, może to wygląda dziwnie, ale nie  chcę, żeby na razie mnie rozpoznali.
Mijał mnie kolejny skoczek i tak jak do tej pory, krzyknęłam "Uśmiech", aby spojrzał w mój aparat i aby wyszło ładne zdjęcie. Chłopak przystanął na moment, spojrzał na mnie i się uśmiechnął. Zrobiłam mu fotkę i spojrzałam w aparat, aby zobaczyć jak wyszło. Mogłam jedynie być dumna z mojego dzieła.
-Fajne okulary. - Usłyszałam głos nade mną. Uniosłam wzrok i zobaczyłam tego samego skoczka, któremu przed chwilą zrobiłam zdjęcie. Patrzył na mnie i się uśmiechał szeroko. Dopiero teraz dostrzegłam jaki jest przystojny.
-A tak, dzięki. Nie chcę na razie, żeby brat mnie rozpoznał. - Miałam zamiar zabrać się do wykonywania dalej swojej pracy, ale chłopak to przerwał.
-Gregor jestem. - Wyciągnął w moją stronę dłoń, po czym ją uścisnęłam.
-Patricia. - Ściągnęłam przy okazji okulary, bo szczerze mówiąc trochę dziwnie się w nich czułam przy nim.
-Dasz się zaprosić na jakąś kawę, herbatę... cokolwiek? - Zobaczyłam zmierzającego Petera, więc z powrotem założyłam moje okulary i odwróciłam się bokiem do niego.
-Zobaczymy, zobaczymy. - Powiedziałam. Zauważyłam, że Gregor patrzył na Prevca i zwyczajnie odprowadzał go wzrokiem.
-To jest twój brat? - Spojrzał na mnie ze zmarszczonymi lekko brwiami i zdziwioną miną.
-Dzięki Bogu nie. To jest najbardziej wnerwiający idiota na tej ziemi. - Powiedziałam z lekką pogardą.
-A to czemu? - Zaciekawił się.
-Długa historia. - Machnęłam ręką. - Może kiedyś ci opowiem.
-Może... - Westchnął. - Dobra, nie przeszkadzam ci w pracy. Do zobaczenia wkrótce. - Kiwnął głową i poszedł. Nawet nie zdążyłam mu nic odpowiedzieć.
Kwalifikacje minęły jak najbardziej spokojnie. Na całe szczęście nikt mnie nie rozpoznał, a ja miałam niezły ubaw z mojego brata. Otóż szanowny pan postanowił znaleźć sobie dziewczynę i chodził wzdłuż trybunów i zagadywał do każdej po kolei. Biedne jeszcze sobie w końcu narobią nadziei. Swoją drogą to ciekawe, czy by się tak zachowywał, gdyby wiedział, że go obserwuję. Hmm... a gdyby tak go nagrać i pokazać mamie? Może to dziecinne, ale może być zabawnie.
Zauważyłam, że Słoweńcy kończyli udzielać wywiadów i rozdawać autografy, więc postanowiłam podejść w końcu do mojego brata. Akurat podpisywał ostatniej dziewczynie kartkę w zeszycie. Podeszłam do niego od tyłu i zakryłam mu oczy. Zdziwiony natychmiast odwrócił się w moją stronę. Myślałam, że zaraz buchnę śmiechem. Wyglądał jak dziecko, które właśnie się dowiedziało, że Święty Mikołaj nie istnieje. 
-Co ty tu robisz? - Przekręcił głowę na bok i przymrużył lekko lewe oko. Swoją drogą chyba jest bardzo zadowolony. Oczywiście to jest sarkazm.
-Pracuję. Koleżanka się rozchorowała i przyjechałam zamiast niej. - Wzruszyłam ramionami jakby to było coś oczywistego.
-Jejku tak się cieszę. - O, ale niespodzianka. Jest szczęśliwy. A no tak. On zawsze jest szczęśliwy, tylko ciekawe od czego. Nie to, że go o coś oskarżam, ale bądźmy szczerzy, to normalne nie jest.
-Czyżby? - Nagle mnie podniósł i zakręcił się ze mną w kółko. - Weź, bo mi się w głowie kręci.
-Wiem nawet od czego. - Pokiwał głową.
-Tak? A to ciekawa jestem od czego? - Skrzyżowałam ręce na piersi i z kpiącym uśmiechem patrzyłam na brata. Spojrzał się w bok. Przeniosłam wzrok w to samo miejsce i zobaczyłam Petera z jakąś laską. Dziwnie się jakoś poczułam. Uśmiech zszedł mi z twarzy. W środku poczułam jakiś uścisk, ale nie mam pojęcia dlaczego. Może tak go nie cierpię, że nie chcę żeby był szczęśliwy? Przecież to niemożliwe. Ja taka nie jestem. Nie życzę źle nawet najgorszemu wrogowi. - I co z tego? - Wzruszyłam ramionami. Nie wiem, co się ze mną działo w tej chwili, ale nie mogłam dać po sobie tego poznać.
-Twój Romeo obściskuje się z jakąś lalunią a ty nic? - Zapytał tak, jakbym miała teraz tam iść i wytargać tą laskę za włosy. Anze się niech tak nie rozpędza, bo mnie nic z nim nie łączy.
-Proszę cię. Mam gdzieś z kim on się obściskuje. - Wywróciłam oczami. - Odprowadzisz mnie do hotelu? Przy okazji trochę pogadamy. - Pokiwał głową i ruszyliśmy przed siebie.
Szliśmy sobie spokojnie drogą i śmialiśmy się tak jak nienormalni. Ktoś mógłby stwierdzić, że coś braliśmy, co oczywiście jest nieprawdą. Nagle poczułam jak ktoś mnie obejmuje wokół talii i unosi mnie do góry. Z zaskoczenia aż zapiszczałam. Nie wiedziałam co się dzieje. Po chwili jednak ujrzałam Prevca. Poczułam lekki strach. Co on mógł kombinować?
-Pomóż mi! - Krzyknęłam do Anze, który w tym momencie zwijał się ze śmiechu. Rzeczywiście zabawne.
Nie wiem gdzie dokładnie porywa mnie Peter, ale to nie może być nic dobrego. Próbowałam się wydostać z jego objęć, wierzgałam nogami. Niestety mi się to nie udało. Po chwili nie czułam już dłoni Prevca i to nie dlatego, że mnie zostawił w spokoju, a dlatego, że wrzucił mnie do jakiegoś jeziora. Woda była tak lodowata, że myślałam, że umrę z zimna. Niech go szlag trafi! Co za debil! A gdybym się utopiła?
-Nienawidzę cię! Popamiętasz mnie jeszcze! - Krzyczałam wychodząc z jeziora. Cała trzęsłam się z zimna. Na szczęście z pomocą przyszedł mi Anze, który dał mi swoją kurtkę.
-Już się boję. - Udawał wystraszonego, ale w środku cały się śmiał. Nie wytrzymałabym z nim ani minuty dłużej, więc szybko pobiegłam do hotelu się przebrać. Mam nadzieję, że się nie rozchoruję po tym wszystkim.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz