środa, 10 stycznia 2018

Rozdział VII

Rano obudził mnie dźwięk przychodzącej wiadomości na Messengerze. Byłam tak zmęczona po wczorajszych wrażeniach, że kompletnie mi się nie chciało sprawdzać jej treści. Po chwili zastanowienia stwierdziłam, że to może być coś ważnego. Wyciągnęłam rękę w stronę szafki, na której zaczęłam szukać mojej komórki. Po chwili miałam już ją w rękach i pomału próbowałam otworzyć oczy. Byłam tak zaspana, że wszystko mi się rozmazywało. Dopiero kiedy wytężyłam wzrok na maksimum swoich możliwości, byłam w stanie ujrzeć wiadomość od starszego Prevca. Pewnie większość dziewczyn byłaby w stanie zabić, żeby otrzymać od niego jakąkolwiek wiadomość lub wymienić kilka słów, ale ja zdecydowanie do nich nie należę.
Od: Peter Prevc
Przyjdziesz do mnie? Wszystko mnie boli i nie mogę wstać z łóżka.
Po wczorajszej akcji nie miałam ochoty go oglądać. Było mi po prostu głupio. Nie wiem czemu zgodziłam się na ten masaż. Postanowiłam, że nie będę już w okół niego skakać. Jeszcze pomyśli, że coś do niego czuję i tyle będzie. Ale nie! Źle to ujęłam! Ja do niego coś czuję, a tym czymś jest... odraza, nienawiść. Nie umiem dobrać odpowiednich słów do tego, co czuję gdy go widzę.
Do: Peter Prevc
Przykro mi. Mój dzień dobroci dla ciebie się skończył 😘
Przeleżałam może na łóżku ze dwie minuty. Dłużej nie dałam rady. Przez moją głowę przechodziły tysiące myśli. A co jeśli na prawdę jest z nim nie najlepiej, a ja jestem jego ostatnią deską ratunku? Może powinnam chociaż zajrzeć do niego, czy wszystko w porządku? Nadal trochę obwiniam się za jego wypadek, chociaż wiem, że to nie mogła być moja wina.
Ostatecznie postanowiłam go odwiedzić. Założyłam szlafrok, bo nie chciało mi się przebierać w normalne ubrania. Po za tym stwierdziłam, że jak wrócę to może jeszcze uda mi się zdrzemnąć, w końcu wczoraj siedziałam do późna. Weszłam do jego pokoju bez pukania. To nie w moim stylu, ale biorąc pod uwagę, że mnie nie okłamał i faktycznie nie może wstać z łóżka, pukanie byłoby bez sensu.
Wchodząc, zobaczyłam wesołego Petera chodzącego ochoczo po swoim pokoju w samych bokserkach. Jeżeli jego wszystko boli, to ja jestem latającym szynszylem. Jeszcze nigdy chyba nie byłam tak zła jak w tamtej chwili. Chłopak odwrócił wzrok w moją stronę i na mój widok się zmieszał. Pokiwałam tylko głową karcąco i wyszłam. Czy on na prawdę miał mnie za skończoną idiotkę?
-Patricia. Poczekaj. - Usłyszałam za sobą na korytarzu. Zatrzymałam się i spojrzałam na niego. - Przepraszam. - Zauważyłam w jego spojrzeniu skruchę. Zaskoczyło mnie to, zważywszy na fakt, że nie najlepiej nam się układa nasza znajomość.
-Ok. - Powiedziałam, ale na pewno mu tak łatwo tego nie wybaczę. Powolnym krokiem zbliżyłam się do niego na niebezpieczną odległość. Powiedziałabym nawet, że na bardzo niebezpieczną. Doskonale zauważyłam, że się spiął. Spojrzałam mu głęboko w oczy, a po chwili skierowałam twarz bliżej jego ucha, tak, aby mógł mnie doskonale usłyszeć. - Masz się do mnie nie zbliżać. - Szepnęłam i poszłam do swojego pokoju. Odwróciłam się jeszcze na chwilę w jego stronę i zobaczyłam jak dalej stoi na środku korytarza w lekkim osłupieniu.
Praktycznie cały dzień przesiedziałam w hotelu. Doskonale wiedziałam, że jeślibym wychyliła z niego nos, mogłabym go spotkać. Chociaż z drugiej strony to jest i tak nieuniknione, ponieważ mam zamiar pojawić się na dzisiejszym konkursie. Po za tym wracamy razem w nocy samolotem. Mówiąc noc, mam na myśli bardzo późny wieczór, ponieważ w Kuusamo o tej porze roku jest praktycznie cały czas ciemno. Słońce pojawi się może na jakieś pięć godzin, albo i nie. Nie wyobrażam sobie tu mieszkać.
Konkurs przebiegał praktycznie tak jak wczoraj. Znów stałam przy tych samych barierkach razem z Anze i rozmawialiśmy. Szkoda mi go trochę, bo poszło mu jeszcze gorzej niż wczoraj. Na kwalifikacjach nie zakwalifikował się nawet do konkursu, ale jestem przekonana, że następnym razem pójdzie mu lepiej.
Przez całe skoki nie mogłam się skupić. Cały czas rozmyślałam o tym, że już dzisiaj wracam do domu. Najchętniej posiedziałabym w moim mieszkaniu przy kominku z moim kochanym kotkiem, którego na czas wyjazdu musiałam zostawić u mojej przyjaciółki. Swoją drogą mam nadzieję, że go nie wychudziła za bardzo, albo wręcz na odwrót. Kiedyś pojechałam na tydzień nad morze to jak wróciłam to go nie poznałam.
Z dzisiejszego konkursu wiem tylko tyle, że Peter był na siódmym miejscu. Może to się wydawać dziwne, że akurat jego wynik pamiętam, ale tuż przed jego skokiem mój kochany braciszek wyrwał mnie z natłoku myśli, a potem na koniec zawodów powiedział mi, jaką zajął lokatę.
Skoczkowie poszli udzielać wywiadów, rozdawać autografy, robić zdjęcia... A ja? Miałam do wyboru dwie opcje. Mogłam pójść do autokaru i sobie w spokoju na nich poczekać lub przejść się po skoczni. Normalnie bez wahania wybrałabym tą drugą opcję, ale teraz się wahałam. To nie był mój szczęśliwy dzień, jednak po dłuższym namyśle postanowiłam się przejść, ponieważ być może nigdy już nie przyjadę na tą skocznię. Oczywiście mam w planach być w tym sezonie na jeszcze kilku konkursach, ale to na pewno nie będzie Kuusamo.
Postanowiłam posiedzieć grzecznie na ławce, z której był dobry widok na skocznie. Nie miałam zamiaru się oddalać zbyt daleko, ponieważ mogłabym się zgubić lub nikt nie zauważyłby mojej nieobecności i pojechaliby beze mnie.
Ostatecznie było mi tak zimno, że po pięciu minutach wróciłam do autokaru. W hotelu byłam praktycznie spakowana, bo zrobiłam to już przed konkursem, w przeciwieństwie do innych. Oczywiście Anze się tak spakował, że mu się wszystko nie zmieściło. Przepraszam. Poprawka. On się nie spakował, on wrzucił wszystko byle jak do walizki i się dziwi, że się wszystko nie zmieściło. Jestem taką kochaną siostrzyczką, że zgodziłam się przechować kilka jego rzeczy w swojej walizce.
Poszliśmy wspólnie coś zjeść przed wyjazdem, w końcu lot trwa jakieś cztery godziny, a z Lublany do Kranja też jest kawałek drogi.
Na lotnisku Peter usiadł na przeciwko mnie i miałam wrażenie, że bacznie obserwuje każdy mój ruch. Czułam się niekomfortowo, dlatego próbowałam się czymś zająć, żeby o tym nie myśleć. Wyjęłam telefon, żeby sprawdzić, ile czasu zostało do lotu. Nie wytrzymałam dłużej i stuknęłam mojego brata w ramię. Doskonale wiedział, że chcę mu coś powiedzieć, bo zawsze tak robiłam.
-Powiedz mu coś, żeby się tak na mnie nie gapił, bo to mnie dekoncentruje. - Szepnęłam mu do ucha tak, aby nikt nie usłyszał.
-Kto? Peter? - Zapytał dosyć głośno, na co niektóre osoby z teamu się na nas dziwnie spojrzały, a ja miałam ochotę go zatłuc.
-Mogłeś głośniej powiedzieć. Niech wszyscy się dowiedzą. - Wysyczałam przez  zęby.
-Zakochał się chłopak. - Powiedział, na co zmroziłam go wzrokiem. Po chwili jednak dodał. - Spokojnie siostra. Patrz i ucz się. - Odchrząknął dosyć głośno, na co Peter się na niego spojrzał, a Anze zrobił groźną (w jego przypadku i tak to zabawnie wyglądało) minę i pokiwał głową na boki. I oto mój kochany brat stał się moim wybawcą.
W samolocie siedziałam sobie przy oknie, a obok mnie był Anze. Wpatrywałam się tępo w ląd, którego i tak w ciemności ciężko było ujrzeć. Widać było jedynie lampy przy drodze, samochody... Nudziła mnie już ta podróż, więc postanowiłam się zdrzemnąć. Przymknęłam powieki i próbowałam zasnąć. Anze powiedział tylko, że idzie do łazienki i zaraz wraca. Nie robiłam sobie nic z tego tylko dalej próbowałam usnąć. Chłopak wrócił bardzo szybko. Oparłam głowę o jego jakże wygodne ramię i usnęłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz